[Humor] Pierwszy amatorski słownik wyrazów bliskoznacznych i niecenzuralnych
Aktualizacja

Biftałn lub beeftown – Wołomin. W liczbie mnogiej: ogólnie okołowarszawskie miejscowości, gdzie jeszcze da się postawić kratę z jagą. Na Ursynowie zgoda na taką budowlę graniczy z cudem, w centrum jest to zupełnie niemożliwe. Jest też całkowicie bezcelowe, bo deiksa i tak nie da się tam usłyszeć.

CW book – tekst, który dla niewtajemniczonych lub początkujących jest nudniejszy w odbiorze nawet od audiobooków czytanych przez syntezer mowy. W praktyce zaczyna się powoli, potem stopniowo zwiększa się tempo, aż w okolicach 35-40WPM zaczyna się słuchanie, które nie nuży. Do głowy same wskakują całe wyrazy, których nie trzeba już składać z literek, czasami tylko wypadają pojedyncze słowa. Skutek uboczny – zanika umiejętność odbioru cyfr i trzeba poćwiczyć na rosyjskich stacjach numerycznych, które niezmordowanie nadają titawą swoje losowe cyferki. Dalsze ćwiczenia oraz regularne gaduły w kółeczku QRQ sprawią, że uzyskasz mistrzostwo w kolejnej niemal historycznej umiejętności. Ale za to jakiej fajnej!

Klub – zebrało się kilku hamsiaków i założyli klub. Kiedyś była to jedyna droga do tego hobby, obecnie jest jedną z wielu. Jest to miejsce, w którym można się nauczyć podstaw operatorskich, samodzielnie nadawać pod znakiem klubowym i cieszyć się z każdej łączności pod okiem doświadczonego krótkofalowca. Niestety w części klubów, nawet przy młodzieży, nadal podstawowym sposobem przywitania jest „kielonek za propagację” lub „by antena dobrze dmuchała”. W tych klubach mają nadzwyczaj dobrą propagację, także w zawodach krajowych. Według klubowiczów Gruby Stefan wcale im przy tym nie pomaga. Zupełnie.

Kultowe radio – kiedyś to było marzenie wielu polskich hamsiaków, np. FT101, seria Drake'a lub niezwykle rzadki u nas sprzęt marki Halicrafters. Do lat osiemdziesiątych w Polsce transceivery wykonywało się samodzielnie, z trudno dostępnych podzespołów, bo mało kogo było stać na wydanie 800$ na sprzęt fabryczny – taka kwota odpowiadała wtedy dwuletnim zarobkom dobrego fachowca. Za kultowe radia uznaje się także coś, co działało nadzwyczaj dobrze i było solidnie zbudowane – u nas taką konstrukcją był lampowy transceiver SP5WW, a w USA – HW101, urządzenie do samodzielnego złożenia, które po uruchomieniu działało, i to naprawdę porządnie. Obecnie najbliżej do tej definicji zbliża się FT1000 - kiedyś było marzeniem, dziś można je kupić za sensowne pieniądze, a do tego nadal jest to bardzo dobre radio.

QRQżucie szmat na telegrafii, powodujące niekiedy silny ból egzystencjalny u tych, którzy chcieliby to umieć, ale nigdy im się nie chciało przysiąść pośladków i porządnie poćwiczyć. Przez cały rok, godzinę dziennie, codziennie.

R140 – wojskowa radiostacja o mocy 1kW, niegdyś ostateczny argument przy dowoływaniu się różnych ekspedycji. Gdy większość hamsiaków w Polsce nadawała z dipoli mocą 50W, kolega w wojsku, który pracował właśnie na R140, umożliwiał zaliczenie różnych cennych łączności. Dane do dziennika przesyłał w liście. Obecnie stopień mocy z demobilowej R140 jest podstawowym dopalaczem używanym w klubach, szczególnie po przeróbce na dwie lampy – wtedy zyskuje nazwę Gruby Stefan.

Żucie szmat – wielogodzinne rozmowy o niczym, wzbogacane jakże istotnymi dla wszystkich krótkofalowców komunikatami: „przekazuję teraz mikrofon do Krakowa, SQ9… i grupa tu SP…”. Wbrew zapowiedzi mikrofon pozostaje cały czas na swoim miejscu. Polskie, dobrze przeżute szmaty, znajdują się najczęściej w okolicy 3715 kHz wieczorem albo na lokalnym kanale FM pasma 2m.

Tak przy okazji - aktualizuję również pierwszy wpis w tym wątku, by w jednym miejscu była całość słowniczka.


  PRZEJDŹ NA FORUM