Renowacja nadwozia wozu łaczności
To i ja dorzucę swoje 3 grosze. Bardziej do robót blacharskich niż lakierniczych. Na praktykach (w szkole średniej) latach 80-ych odbywanych w Polmozbycie, STW (Spółdzielnia Transportu Wiejskiego) i PKS trochę pooglądałem jak wyglądała naprawa blacharki w Nysach, Żukach i autobusach. Jeśli naprawa dotyczyła małej powierzchni to wycinano skorodowaną część i na wierzch nakładano blachę i spawem ciągłym mocowano ją, bez ceregieli, do pozostałej blachy. Jeśli jednak trzeba było wymienić blachę na większej powierzchni, to tak kombinowano, aby wyciąć cały kawałek pomiędzy słupkami i poprzeczkami konstrukcyjnymi nadwozia. Chodziło o to, aby miejsce łączenia blach wypadło właśnie na nich oraz żeby nowe poszycie przyspawać też do tych właśnie elementów konstrukcji nadwozia. Spawy wówczas kładziono tylko punktowo. A reszta to już jak koledzy pisali. Oczyszczenie do "żywego mięsa" z rdzawego nalotu (blacha składowana była na wolnym powietrzu. Spawy oszlifowane (czyt. zrównane) z blachą. A szczeliny pomiędzy blachami zaszpachlowane. I tak przygotowany samochód przekazywano w ręce lakiernikowi. O tym pisał już nie będę, bo w lakierni to lakiernik do roboty dawał nam tylko miotłę.
Pozdrawiam i życzę owocnej pracy.
I ja również, gdybym miał bliżej, chętnie bym się przy nim z Wami pobawił.


  PRZEJDŹ NA FORUM