Stanisław Krzek SP9FFD SK
Cfrowa.RP.pl
HISTORIA
Wracają pomodlić się za kolegów
Ilekroć tu jestem, całkowicie się rozklejam – zdradza „Rz” były więzień Stanisław Krzek (numer obozowy 7941)
Publikacja: 28.01.2010 03:59

– Jestem twardym facetem. Łatwo się nie wzruszam. Ale ilekroć tu jestem, całkowicie się rozklejam – mówi Stanisław Krzek (numer obozowy 7941). Do obozu trafił za „sabotaż” w 1942 r. – Po co regularnie przyjeżdżam na uroczystości? Chcę podziękować Bogu, że przetrwałem, i pomodlić się za kolegów, którzy nie mieli tego szczęścia. Nam nie zależy na rozgłosie, na uwadze mediów czy kamerach, powracamy do Auschwitz dla tych, którzy zostali tu na zawsze. To przecież mogliśmy być my.

Za drutami dotrwał do końca wojny, przenoszono go do rozmaitych obozów. Zaznał w nich przemocy, głodu, upokorzeń. Pracował w kamieniołomach. – Niemcy co pewien czas robili przegląd więźniów. Ci, którzy byli wyczerpani pracą, otrzymywali śmiertelny zastrzyk. Pewnego razu esesman przyjrzał mi się i powiedział do kolegi: „zostaw, on się jeszcze przyda”. Traktowali nas jak konie pociągowe – opowiada.

https://www.rp.pl/historia/art7347621-wracaja-pomodlic-sie-za-kolegow

75-letni Stanisław Krzek z Nowej Huty, który do obozu trafił jako 14-latek, liczy, że papież okaże współczucie ofiarom obozu. To, że Ojciec Święty jest Niemcem, nie ma dla niego większego znaczenia. Papież był wtedy nastolatkiem; rządził okrutny reżim - podkreślił:

https://wiadomosci.wp.pl/byli-wiezniowie-auschwitz-spotkali-sie-z-papiezem-6037204900185217a

"Codziennie myślałem: czy dziś moja kolej?Każdego dnia widziałem w Oświęcimiu umierających i bestialsko mordowanych kolegów – opowiada Stanisław Krzek ( 72 l.). Były więzień nie może się pozbyć tragicznych obrazów. Ciągle tkwią w jego pamięci. – Codziennie rano zastanawiałem się czy to dziś na mnie wypadnie… Czy dziś mnie zabiją? Czy dziś padnę z wycieńczenia? – wspomina.Do Oświęcimia trafił jako 13 letni chłopiec… Kiedy wybuchła wojna wraz z ojcem i bratem mieszkał w Mysłowicach. Uciekając przed nazistami, ruszali w stronę Krakowa. Niestety nie dotarli tam. Dopadli ich Niemcy. Mały Staszek trafił do Gryfowa, do niemieckich gospodarzy, którzy zmuszali go do morderczej pracy.– Gospodarz obarczył mnie winą, że jego koń zdechł – mówi dalej. Potem potoczyło się szybko. Był obóz w Jeleniej Górze, a potem Auschwitz. Pierwszy raz przekroczył jego bramę w maju 1942 roku.
Słaby chłopiec codziennie walczył o życie. Miał mało sił, bał się, że zostanie uznany za bezużytecznego i zgładzony– Raz nawet usnąłem podczas pracy, koło krematorium – opowiada. – Zostałem pobity do nieprzytomności. Bylem pewien, że to koniec… Mimo wszystko przeżyłem.

Potem został przeniesiony do Gusen. Wyzwolili go Amerykanie w maju 1945 roku. Śmierć była na każdym kroku"



  PRZEJDŹ NA FORUM