Znaki kontestowe z prefiksem SN -> kto ma szanse na jego utrzymanie.
Post będzie długawy wiec niech czyta tylko ten co chce przez niego przebrnąć.

Nie będę cytował ani polemizował z ostatnimi wpisami, bo takie przepychanki "my" - "wy" do niczego nie doprowadzą.
Zapytam jeszcze raz - ilu z nowolicencjonowanych ma za sobą jakikolwiek staż nasłuchowy???
Ilu z nich posiada znak nasłuchowy, ilu doświadczyło radości z otrzymania pierwszych kart QSL za swoje nasłuchy???
Żeby słuchać i nabywać pierwszych doświadczeń wcale nie trzeba nie wiadomo jakiego radia i anteny.
Wystarczy proste urządzenie typu "Bartek" lub podobne i kawałek drutu nie koniecznie za oknem.
Niestety dziś wielu młodych nadawców próbuje uzyskać podstawową wiedzę pytając na forach internetowych.
Sztandarowy przykład z tego forum:
http://sp7pki.iq24.pl/default.asp?grupa=3932&temat=51888
Łatwizna i droga na skróty jest dziś niemal zasadą.
Ocenianie pomocy czy przekazywania doświadczeń tylko na podstawie wpisów na forach internetowych
tez jest dużym uproszczeniem, żeby nie napisać błędem. Nie pokazuje bowiem jak to wygląda w kontaktach
osobistych. Owszem są na forum wpisy zawiedzionej "młodzieży", (celowo piszę w cudzysłowie bo nie o wiek a staż chodzi) która, kiedy trafiła do klubu, nie uzyskała tam spodziewanej pomocy i wsparcia.
Są jednak i takie mówiące o wyciągnięciu pomocnej dłoni. Żaden klub, żadna pomoc osobista indywidualna
czy zbiorowa na forum nie uczyni z nikogo wytrawnego i doświadczonego operatora.
Możecie wierzyć lub nie, ale w dawnych czasach nie było klubu w każdej wsi czy mniejszej miejscowości.
A jednak i w małych skupiskach ludzkich wyrastali świetni krótkofalowcy aktywni do dziś. Swoją wiedzę i
umiejętności nabywali słuchając na pasmach, studiując dostępną literaturę, czytając periodyki.
Zostali świetnymi krótkofalowcami bez szerokiej pomocy ze strony PZK, internetu, klubu i kogo/czego tam
jeszcze. Kierowały nimi przede wszystkim zapał i ogromne chęci, czego wielu młodym adeptom niestety dziś brak.

Padają zarzuty że doświadczeni zamiast pomagać tylko op......ją nowicjuszy.
Sam, w moich początkach, byłem nieraz ostro zrugany przez starszych - dziś moich dobrych kolegów.
Nie wylewałem z tego powodu krokodylich łez, a raczej każda formę krytyki przyjmowałem z pokorą.
"Opi....ol jest motorem postępu" - to stare powiedzenie często się sprawdzało.
Jak to jest dziś - wystarczy poczytać na forum, pyskówka goni pyskówkę.

Prawda jest też taka, że odsetek udzielających się na forach doświadczonych krótkofalowców mających rzeczywiście coś do zaoferowania ze swojej wiedzy jest znikomy. Dla nich krótkofalarstwo to radio
i eter, a nie komputer z łączem internetowym.
W żadnym środowisku nie ma ideałów, choćby nie wiem jak szczytnymi zasadami to środowisko się posługiwało. Tu jedni drugich obarczają winą, czynią sobie wzajemne zarzuty, a prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku. Nikt nikomu nie przyzna racji bo swoją uważa za świętą.

Z dyskusji w tym wątku widać że "młodzi" buntują się przeciwko pewnej hierarchizacji w środowisku
bo jest ona zaprzeczeniem wolności i demokracji - w tym przypadku, moim zdaniem, opacznie pojmowanej.
Hierarchia i wymogi istnieją w wielu grupach skupiających ludzi o podobnych zainteresowaniach, i jakoś
nikt z tego powodu nie rozdziera tam szat ani nie buntuje się przeciwko takiemu stanowi rzeczy.

Oto fragmenty z poradnika "Jak zostać myśliwym":
Podstawowymi warunkami do wykonywania polowania na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej są:
- członkostwo PZŁ
- uzyskanie pozwolenia na broń myśliwską
Tyle przepisy prawa. A co dalej?
Pierwszym krokiem jest odbycie stażu kandydackiego. Gdzie odbyć staż kandydacki?
Tu do wyboru są dwie drogi spełnienia tego wymogu. Potencjalny kandydat znajdzie koło łowieckie lub ośrodek hodowli zwierzyny, w którym odbędzie staż kandydacki, lub zwróci się do Zarządu Okręgowego PZŁ z prośbą o wskazanie miejsca odbycia stażu. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest znalezienie koła łowieckiego, w którym będziemy mogli odbyć staż. W ten sposób uzyskamy w przyszłości możliwość uzyskania członkostwa w danym kole jak i poznamy obwody łowieckie, na których będziemy polowali.
Jeżeli jednak nie mamy takich możliwości pozostaje nam zwrócenie się z prośbą do Zarządu Okręgowego PZŁ o wskazanie miejsca odbycia stażu kandydackiego do PZŁ. W takim wypadku Zarząd Okręgowy powinien skierować kandydata do odbycia stażu w kole łowieckim, lub ośrodku hodowli zwierzyny.
Staż kandydacki trwa rok czasu. Szczegółowe zasady obywania stażu kandydackiego do PZŁ określa uchwała nr 41/2007 Naczelnej Rady Łowieckiej z dnia 4 września 2007


Żeby nie zanudzać dalszymi cytatami dodam jeszcze, że po odbyciu stażu należy zdać egzamin.
W dalekowschodnich sztukach walki trzeba się wykazać odpowiednimi umiejętnościami aby uzyskać pas odpowiedniego do nich koloru i jakoś nikt nie rości sobie prawa do noszenia np. czarnego pasa tylko
dlatego że kupił sobie kimono.
Czy, aby pojeździć w rajdach turystycznych trzeba posiadać samochód klasy WRC???
Takie przykłady, mniej lub bardziej adekwatne do naszej sytuacji, można mnożyć.
W niejakie osłupienie wprawiła mnie wypowiedź jednego z posiadaczy znaków kontestowych
który określił zawody jako "wyścig szczurów". Mamy zatem swoiste kuriozum - niechęć do tego typu
rywalizacji, a jednocześnie posiadanie znaku mającego, przynajmniej teoretycznie, w tej rywalizacji
pomóc.
Jedyną rozsądną argumentację na posiadanie znaku kontestowego przedstawił Petroniusz SQ7PGO,
cała reszta mówi: "a bo co???? wolno mi". Cóż odpowiedzieć na takie dictum??? - nic, po prostu nic.
Dlatego uważam, że przy obecnej ograniczonej ilości znaków kontestowych ich przydział powinien
być kierowany jakimiś kryteriami, a nie jak dotychczas, "bo chcę mieć dla samej chęci posiadania".
Kryteriów nie ma, ale nie wiadomo czy będzie dobra wola i zrozumienie wśród tych którzy takich
znaków nie potrzebują a noszą się z zamiarem o ich wystąpienie.
Patrząc po niektórych wpisach w tym wątku poważnie wątpię w taką dobrą wolę, bo chęć samego posiadania,
kierowanie się zasadą "bo mi wolno", czy też inne, mało istotne argumenty, a też zwykły egoizm będą silniejsze od, minimalnego choć, poczucia koleżeńskości czy uwzględnienia niepisanych zasad.

Trochę o sobie.
W 1975 roku otrzymałem znak SP1HXC pod którym byłem aktywny do 13.12.1980. Na początku 1996r. kiedy wróciłem do hobby, odzyskanie starego znaku okazało się niemożliwe, otrzymałem znak SQ1EIK który wybrałem z kilku SQ1EI... jakie miałem do wyboru. Wybrałem EIK bo wydawał mi się telegraficznie dobrze brzmiący i wpadający w ucho. Absolutnie nie czułem się "zdegradowany" prefiksem SQ, wręcz przeciwnie - nie był wtedy jeszcze tak powszechny, zwłaszcza na CW. Praktyka niestety zweryfikowała moje mniemanie.
Okazało się, że wielu korespondentów w zawodach a też i stacji DX-owych ma trudności z odebraniem tego znaku. Najczęściej zamiast SQ odbierano SM a i z sufiksem były problemy.
Moje zmagania z licznymi powtórkami znaku w zawodach trwały do połowy 1998r. Po zmianie przepisów w przydzielaniu znaków trwała już moda na "ucieczkę" od SQ wśród młodszych stażem, a też zmiany sufiksów
na dwu lub jednoliterowe wśród "starych", i to nawet takich którzy mieli fajne stare znaki zdziwiony
Uległem jej i ja, choć moje pobudki były zgoła inne niż moda, o czym napisałem wyżej.
Pierwszy raz pod znakiem SP1NY wystartowałem w zawodach IARU HF w lipcu 1998r. i to była zupełnie
inna jakość, znak "wchodził" korespondentom aż miło. Ze względu na swoja długość, wiele razy pomógł (i pomaga nadal) w przełamaniu pile-up do mnożników kiedy to opada "kurz" krótkich kontestowych znaków,
a moje NY jeszcze leci i na koniec "mnożnik" nadaje "NY?", podobnie jest z DX-ami.
Chciałem wybrać sobie znak uniwersalny. Nie występowałem o znak kontestowy uważając, że nie pomoże mi w uzyskaniu lepszych wyników na poziomie operatorskim jaki wówczas reprezentowałem.
Swoją drogą, zanim wystąpiłem o znak SP1NY zadałem sobie trud prześledzenia jego historii a
był wydany pierwszy raz 1956r. jako SP5NY. Ja jestem trzecim posiadaczem tego znaku. Drugim był mój
kolega który zarzucił krótkofalarstwo jeszcze pod koniec lat 70-tych i nigdy nie zrobił pod nim żadnego QSO, a "załatwił" go sobie w czasie kiedy pracował w PIR (obecny UKE) - w tamtych czasach
"znak na życzenie" był niesłychanie trudny do uzyskania dla "zwykłego" krótkofalowca.
Uczyniłem to, by nie wejść w posiadanie znaku z historią nawet jeżeli byłaby odległa.
Myślę, że jeśli kiedykolwiek zostaną "odgrzane" i przydzielone ponownie młodym adeptom takie znaki
jak SN2B, SN3A, SQ6Z, SN7Q, ci przyjmą je bez mrugnięcia okiem zapewne nawet nie wiedząc co dostają.

Ale do rzeczy.
Nie mam nic przeciwko posiadaczom znaków kontestowych i to nawet takim którzy prawie wcale nie startują w zawodach lub wręcz nie posiadają radia a ich "krótkofalarska" aktywność sprowadza się do
nabijania postów na forach internetowych. Moje zdziwienie budzi jedynie brak sensownej motywacji
dla posiadania takowego znaku. Mam niejasne przekonanie, że gdyby uzyskanie licencji pozwalającej na pracę mocą 500W było równie łatwe co otrzymanie znaku kontestowego, na forach internetowych pojawiłby się sporo użytkowników z podpisem: Licencja 500W!!!
I co by z tego wynikało???? ano nic, może tylko powstałoby kolejne poletko do swarów.

Krótkofalarstwo się zmienia, tak jak wszystko idzie naprzód. Nie należy jednak dezawuować i potępiać w czambuł wszystkiego co było kiedyś. Może pewne stare zasady były niezgodne z dzisiejszymi kanonami
demokracji, wprowadzały jednak pewien ład którego dziś w wielu miejscach brakuje.
Umiejętnie stosowana hierarchia też wcale nie musi być z gruntu zła i godzić we własne ambicje, wystarczy by była odpowiednio pojmowana.









  PRZEJDŹ NA FORUM