[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem
Taki mały projekt z przymrużeniem oka
Była sobie sonda
Był wieczór, do chatki na spotkanie klubowe przybył spóźniony Michał. Wyjął z torby niewielkie coś zapakowane w styropian. Wystawały jakieś dziwne druty. Położył na stole i spytał – chcecie sondę?
Ojciec wyrwany ze słuchania radia był nie do końca w temacie. Mruknął:
- Pewnie, szkoda tylko, że Kamiński i Kurek nie żyją.
- Ale nie o to chodzi, to jest sonda meteo, doczepiana do balonu. Meteorolodzy wypuszczają ją by poznać stan atmosfery. Są czujniki i jest nadajnik.
- A co z tego możesz zrobić?
- Przyda się, już robiłem nadajnik do łowów na lisa, zrobiłem kilka czujek wilgotności. Sporo da się zrobić, to kwestia niewielkich przeróbek i nowego oprogramowania do mikroprocesora.
- To może te czujki by się Kazikowi przydały? Zobacz, jego synowa po polibudzie i już mu automatykę wyszykowała jak trzeba. Michał, pomyśl o tym, ja widzę potencjał. Nie samym bimbrem Kazik żyje.
- To tych sond trzeba będzie więcej, może ja też pomogę?
- Tato nie krępuj się, bierz wszystko co leży. Nasi meteorolodzy z Legionowa zawsze puszczają nowe. To dziwne, bo Praga i Wiedeń robią recykling. Puszczają ponownie to, co dostali od ludzi.
- A to może dlatego, że nasi nie oddają? Kiszą to albo docieplają sobie domy tym styropianem, biedacy?
Minęło trochę czasu i wiele w tym czasie się zdarzyło. Teraz pół klubu poluje na sondy ale niestety nie jest to proste.
Gdy maruda XMI był nad morzem, postanowił spróbować, gdy odkrył, że sonda z Łeby dwa razy przeleciała mu dosłownie nad głową. To był ewenement, bo sondy z Łeby zazwyczaj kończą w morzu, ale tym razem wiatr zaniósł balon nad Zatokę Pucką. I do tego balon pękł w jej połowie, zatem była szansa, że sonda wyląduje w okolicach Jastarni. Maruda już wsiadał w samochód, by jechać do Jastarni, gdy jego XYL, nadzwyczaj trzeźwo myśląca kobieta, wytłumaczyła mu, że półwysep ma w tym miejscu pięćset metrów szerokości i sonda na pewno wyląduje w wodzie. Po jednej lub drugiej stronie. I tak rzeczywiście było. Od gospodarzy dowiedzieliśmy się, że tego dnia korek na Hel był tak szczelny, że stało się tam półtorej godziny.
Następnego dnia mu się poszczęściło. Upragniona sonda spadła na ląd, w okolice Pucka. Maruda wsiadł w samochód, jechał jak dziki z tej Karwi do Połczyna. W Zdradzie niewiele zabrakło, a by go policja złapała na radar. Nazwa zobowiązuje. W końcu jednak dotarł na miejsce.
- Szukałem, po polu kukurydzy łaziłem, aż poległem, bo ta małpa złapała offset na GPSie.
- To trzeba było wziąć radio.
- Miałem, nawet na bajojajo z odkręconą anteną też nie dało rady. Słyszałem ja doskonale, tracker pokazywał, że na nią nadepnąłem, a i tak guzik z tego wyszedł. Kwaczęg jest za czuły czy co? W końcu miałem dość, poszedłem do samochodu. Na samym końcu jednak znalazłem, była w rowie, a nie w polu. Zabrałem i odjechałem. Oto ona.
- To już mamy dwie.
Towarzystwo miało szczęście. Nawet nie wiedzieli, co sobie na głowę ściągnęli, bo zadarli z prawdziwymi zakapiorami w tej dziedzinie.


  PRZEJDŹ NA FORUM