Kanały wywoławcze
    sp6ryd pisze:



    traktuję to jako żart wesoły
    https://en.wikipedia.org/wiki/Joseph_Hooton_Taylor_Jr.

    ...

    To na co zwróciłeś uwagę to właśnie potwierdzenie potrzeby bandplanu. Ktoś wybrał kiedyś 145.500, 144.300, 144.074, 144.360, 144.800 (sąsiedni wątek)
    był pierwszy, nie łamał zwykle bandplanu ale dla powodzenia w znalezieniu korespondenta i przeprowadzeniu łączności wymagało to wskazania konkretnej częstotliwości wywoławczej.

    Z jednym się zgadzam, w poszanowaniu zasad, problem jest globalny, co było widać przy próbie nawiązania łączności FT8 z ekspedycją 3Y0J na Bouvet


To wcale nie żart.
To że gość jest laureatem nagrody Nobla, ale za osiągnięcia w dziedzinie astrofizyki, a nie krótkofalarstwa.
I zdania o miejscu w piekle nie zmieniam.
Po 2010 roku przy okazji ekspedycji EME i pracy m.in. K1JT z Arecibo miałem okazję wymienić kilka maili z K1JT. Zwłaszcza gdy wprowadził JT9, a potem zaczął strasznie mieszać w protokołach do MS
I zapytałem dlaczego takie częstotliwości (wtedy było JT65 i końcówki ..076. Odpowiedzial prosto "bo tak wymyślilem".

Na forach WSJT z tamtych lat było bardzo wiele uwag dotyczących doboru częstotliwości, szczególnie uciążliwości wyboru przy pracy EU - JA na 80 metrach. Dawno nie byłem na KF, ale jeżeli pamiętam split wynosił kilkadziesiąt kHz bo Japończykom nie wolno było pracować JT65 na 3576.

Jeżeli chodzi o bandplan to tak jak powiedziałem, nie neguję faktu jego istnienia, ale czy obecnie jest to coś niezbędnego?

Znajomość częstotliwości wywoławczych teraz zastępuje ludziom używanie DXC. Zajmujący daną częstotliwość zanim naciśnie PTT to już ogłasza światu, że woła CQ na danej częstotliwości (jakby to kogoś obchodziło)
W związku z tym podstawowy aspekt czyli "pamiętam, że 3780 i wyżej to DX-y" stracił na znaczeniu bo wystarczy że ekspedycja wpisze w DXC (albo poda wcześniej w komunikacie) że pracuje np. 3623 kHz.
Wolno im? Wolno.
Czy ktoś ich tam znajdzie? Oczywiście że tak.

Poza tym jest kwestia bardzo słabego autorytetu IARU. Jak ktoś słusznie napisał IARU to prywatna organizacja będąca de facto agendą ARRL. Nawet siedzibę mają tą samą.
Rzecz w tym, że wielu krajach jest bardzo silne nastawienie antyamerykańskie. I w związku z tym IARU może sobie pisać i postanawiać co chce, a połowa organizacji członkowskich nie zastosuje się do tego.
Czego więc wymagać od pojedynczych krótkofalowców?

Uczestniczyłem w maju 2016 roku w spotkaniu w UKE na którym padły słowa "dokumenty czy wytyczne IARU nigdy nie będą uwzględniane w prawie krajowym dotyczącym krótkofalowców". Słowa te padały wielokrotnie przy różnych okazjach. To dotyczy nie tylko Polski.

Jedyną realną siłę ma organizacja IARU-R1, która jest poważnym i uznawanym partnerem ITU w rozmowach. Uznawanym bo IARU-R1 w odróżnieniu od centrali będącej towarzystwem wzajemnej adoracji, IARU-R1 jest instytucją zarejestrowaną. I zarejestrowaną w Europie.

Jednak, co podkreślał kiedyś Prezydent IARU R-1 to organizacje narodowe powinny być partnerami lokalnych regulatorów w każdym kraju. Rolą IARU-R1 jest koordynowanie poczynań.
I tu zaczyna się istotny problem. Najwięksi gracze w IARU-R1 to RSGB, REF i DARC. Ustawiają politykę i działania pod swoje potrzeby, nie do końca licząc się z innymi.
Do tego dochodzi żadna pozycja Polski w IARU.
Mamy tzw. oficera łącznikowego, ale przy całym szacunku dla Pawła jest tylko listonoszem.
Zobacz na listę reprezentantów krajowych. Do dzisiaj figuruje na niej SP5QAT, który nie pełni swojej funkcji przynajmniej od 10 lat.
Przez krótki czas mieliśmy bardzo prężnie działającego UKF-Managera PZK, który miał być przedstawicielem przy C5 IARU-R1. Niestety ówczesny prezes z Wrocławia nie mógł strawić, że Manager UKF spotyka się z ludźmi UKE i skończyło się na tym, że Tomek złożył rezygnację.
A sekretariat PZK nigdy nie wysłał do Szwajcarii aktualizacji krajowego przedstawiciela. To samo w sobie świadczy o stosunku do IARU.

Mieliśmy przedstawiciela C7, który cieszył się dużym autorytetem w Europie. W Europie tak, ale nie w Polsce. Zrezygnował.

Wspomnialem o pozycji Polski w IARU. Kiedyś doszło do kuriozalnej sytuacji, że Prezydent IARU-R1 rozesłał po wszystkich krajowych organizacjach pismo w sprawie wspólnego stanowiska i koordynacji działań przed World Radio Conference. Własnie w tym piśmie podkreślał konieczność aktywizacji i utrzymywania dobrych kontaktów z lokalnymi regulatorami.
Jak myślisz co zrobił ówczesny Prezes PZK?
Nic, olał sprawę i nigdy nie odpowiedział.
Skoro takie jest nastawienie w organizacji która jest członkiem IARU to czego się czepiacie ludzi z Krakowa? Walnęli kiedyś błąd, który nie miał żadnych konsekwencji dla działalności UKF.
Byłem w tym zamieszaniu i pamiętam kuriozalne argumenty jednego z kolegów z okolic Bydgoszczy, że Kraków zakłócał ekspedycji EME w Mongolii. Przez całe swoje krótkofalarskie życie większej bzdury nie słyszałem i nie czytałem.
Tak samo ze sprawą Polanowa. Najpierw należy wykazać, że występują zakłócenia.


  PRZEJDŹ NA FORUM