[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem
Taki mały projekt z przymrużeniem oka
Dyskusja na przemienniku
Spokój taty jest nadzwyczaj cenną wartością, zwłaszcza dla mnie i mojej mamy. Jak wiadomo, tata ma porywczą naturę, jest po zawale, zatem pomysł usłyszany przez Karola był rzeczywiście dobry. Ma on jednak jedną wadę – nie wszystko było filtrowane. I to się pewnego dnia srodze zemściło. Zaczęło się niewinnie, gdy słuchałem rozmów na lokalnym, klubowym przemienniku. Dobra propagacja była, dziewiąty okręg było słychać!
- A wiesz, odrobiłem zaległości na liście dyskusyjnej. Jedna wielka katastrofa. Wiem, że wnętrze związku cię średnio interesuje, ale beton przekracza wszelkie granice.
To brzmi podejrzanie. Ojciec się dość łatwo detonuje po takich wypowiedziach. Chyba trzeba do niego pilnie pojechać. Biorę z półki Baofenga, włączam na przemiennik, kluczyki, dokumenty i biegiem do samochodu. Jadę i słucham dyskusji dalej.
- Wnętrze czyli trzewia. A ja się tym nie interesowałem, bo z jednej strony mielą, a z drugiej wydalają. Jak znam życie, to mają mnie i moje potrzeby bliżej końca tego przewodu pokarmowego, blisko okrężnicy lub wręcz końca tejże. A co tam jest? Mikrofon do dziewiątego okręgu. trzask, pip.
Chwila przerwy w zasięgu, tutaj tak zawsze jest. Wyjeżdżam na obwodnicę, a potem na autostradę. Szóstka i ognia!
- Wysłałem ci na skrzynkę. No to tak, najpierw nie chcieli udostępnić dokumentów, które powinni. Nie dostarczyli ich nawet w trybie informacji publicznej, przegrali sprawę, związek zapłaci grzywnę. A do tego wykazali się totalną niekompetencją, nie wiedzieli o właściwościach rzeczowych i miejscowych. I teraz się zaczyna przepychanie. Nawet winnych nie mogą wskazać, bo to jest ciało kolektywne, które jest odporne na wszelkie działania naprawcze. Gdy jeden z tych lepszych działaczy wytknął sprawę, to został objechany, że źle numeruje załączniki i podobno nie umie ich policzyć. A potem rozkręcił się całkiem solidny kałszkwał. Es pe pięć OJCIEC i grupa tu es pe dziewięć … trzask trzask, pip.

- Co oni tam biorą? Ja poproszę o namiar na dilera. Albo niech biorą połowę! W ogóle mam wrażenie, że jak gdzieś jest nazwa polski związek to od razu … tu trzask, pip, chrup, szszsz…. I pewnie to ten przypa… trzask, pip, znak przemiennika.
Oj propagacja siadła, może to i dobrze? Tak pomyślałem. Słucham i jadę dalej. Z trzeszczącego Baofenga doleciał głos nakręconego taty:
- Ale ta lista to jest oględnie mówiąc specyficzna, oni nigdy nie odpowiadają na ważne pytania, a tylko się poklepują po plecach. Żeby nie powiedzieć dosadniej. Gdy tylko ktoś zaczyna zadawać pytania, to go z tej listy wywalą. Już wywalili kilku naprawdę ważnych i sensownych krótkofalowców, tą listą zarządza widzimisię i ogólnie beznadziejnie to wygląda. To jest w ogóle niepoważne, chamskie i beznadziejne. Wstyd, bo w sumie też jestem członkiem tej organizacji. To z moich składek grzywna. I potem mnie, rozumiesz, mnie! Będą kojarzyć z tą głupotą! I ja się na to nie zgadzam!
Wypowiedź trwała tyle, że zadziałało ograniczenie czasu nadawania. Kurcze, to źle brzmi, na szczęście jestem coraz bliżej. Dziewiąty okręg wypadł z przemiennika, propagacja siadła. Ale są lokalni dyskutanci. I do nich tata peroruje jak najęty:
- Bo dla nich ważniejsze jest dyskutowanie o numerkach niż o faktach. Pomijam już niekompetencję prawną, bo to wstyd. A podobno absolwent prawa to mówił. To nawet ja wiem, co jest we właściwościach tego sądu. Oni tego nie potrafią ogarnąć. To jest chore! I zaraz z chrzęstem wytoczą komisje eterowe i zomowskie pały!
Jak już wjechały komisje eterowe, to z tatą jest naprawdę źle. Na szczęście to już następny zjazd. Blisko. Zjeżdżam, skręcam. Radio zatrzeszczało, to maruda się odezwał na przemienniku:
- Tak, przed takimi związkowcami trzeba uciekać, ale nie na rowerze, bo jeszcze dogonią. Poza tym regulamin samej listy też mają gdzieś. Albo go stosują wybiórczo, a resztę wywalają z listy i tyle.
Hamuję przed bramą, biegnę do chatki. Tak szybko, że nawet Zołza nie zdążyła mnie radośnie oszczekać. Tata pochylony przed radiem, w zaciśniętej dłoni dzierży mikrofon do którego się wydziera waląc pięścią w stół:
- I niech potem nie płaczą, że będą musieli odpowiadać publicznie! I znowu zrobią z siebie idiotów. Choć w ich przypadku nic nie dziwi, myślałem, że osiągnęli dno, ale oni zaczęli robić odwiert.
Z radia zaskrzeczał głos:
- co dla jednych jest sufitem, dla innych podłogą.
Zabrałem tatę od radia na chwilę. Powoli zaczął się uspokajać.
- Wiesz synku, całe szczęście, że dziś wziąłem to na uspokojenie.
Pół godziny później siedział za kluczem i gadał na telegrafii z kumplem z St Charles niedaleko Chicago. Nastrój już w normie. Pożegnałem się, wsiadłem w samochód i wróciłem do domu.
Chwała dzielnym lekarzom i farmaceutom – pomyślałem.


  PRZEJDŹ NA FORUM