[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem Taki mały projekt z przymrużeniem oka |
Pogaduchy o marudzie Nieodłączną częścią spotkań klubowych są pogaduchy o różnych przypadkach. Nie inaczej było tym razem, towarzystwo postanowiło obgadać klubowego marudę XMI, który na razie nie jest radioaktywny, bo czeka na doręczenie nowej licencji. Zapomniał wymienić pozwolenia z dostatecznym wyprzedzeniem. - Już mu proponowałem, by nadawał spod znaku klubowego, nawet stąd by było lepiej, bo anteny lepsze. - Tak, ale chyba potrzebował odpoczynku. Widziałem go w weekend nad jeziorem, łowił ryby. A ja właśnie wieszałem dipol do drzewa by ponadawać z brzegu. - Coooo? On i ryby? Chyba połamałby wędki ze zniecierpliwienia! - Będzie z tego niezła pasta, już wam mówię! - Chwilę z nim gadałem. Łowił na grunt ale nie miał tyle cierpliwości. W końcu mu poradziłem, by uzbroił drugą wędkę i zmienił technikę, niech łowi na blachę. - I co, łowił? - Tak, coś ciągnął, zdziwiłem się, by z pierwszego rzutu zaliczył jakieś branie, ale opór dość spory był. W końcu wyciągnął but. Za drugim rzutem jeszcze ciężej, okazało się, że tam był czajnik. Nagle z brzegu odezwała się jego żona: - Daj spokój, tam ktoś mieszka! - A on co na to? - Uśmiał się, ale dał sobie na wstrzymanie, schował wędki. Przewiesiliśmy antenę, przeniosłem się z bliżej, zasiedliśmy przy radiu i herbatce. Słuchamy na dwudziestce. Prymus syczy, kafetiera bulgocze, radio cicho szumi i gada. - O, to rozumiem, fajnie. - Ale to nie koniec. Chwilę potem podjechała terenówka, wysiadło dwóch gości i chcieli sprawdzać karty wędkarskie: - Bo tu wolno łowić tylko na zezwolenie. Jego harmoniczny od razu załapał o co chodzi: - No tak, dlatego nic się nie złowi na robaka i tata nie wędkuje, wszystko jasne! Coś tam pomruczeli i se poszli. Mieli zonk, bo towarzystwo przy radiu, a nie wędkach. - A on miał kartę wędkarską? - Zapomniał. I radio uratowało go przed mandatem. Nie pierwszy raz zresztą. Tak sobie pijemy tę kawę, mówię im, że przywiozłem ją z Włoch, gdy byłem na wycieczce kamperkiem. Na to z boku jego harmoniczny w niezłej formie: - A to nie wystygła po drodze? Tak się chwilę śmialiśmy, aż rozmowa wróciła na tematy radiowe. - I jak było słychać, pewnie czysty eter, zero zakłóceń? - Tak było, wypiliśmy kawę, przełączyliśmy radio na czterdziestkę. Ale tam było 7055kHz. - Aż tak źle? Na to ojciec sapnął i odezwał się z fotela: - Gdybym to porównał do zawodów, to różnica jest jak między Izbą Lordów a izbą wytrzeźwień! - A co z pyskówkami 3715kHz? Jaka to izba będzie? - Izba przyjęć na Sobieskiego*)! *) szpital psychiatryczny w Warszawie. |