Co każdy krótkofalowiec wiedzieć powinien Czyli jak nie pisać ksiażek |
motto: "...Po Polsce wokół się snują faceci tacy, co czego dotkną zaraz zepsują. W domu czy w pracy Wodzą po gzymsie wzrokiem niemiłym Na niskich czołach maluje im się straszny wysiłek... Bo jedna myśl im chodzi po głowie, którą tak streszczę: Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie. Co by tu jeszcze..." (autor Wojciech Młynarski). Od dawna rynek krótkofalarski stanowi pustynię w literaturze dla początkujących. Publikacja "Co każdy krótkofalowiec wiedzieć powinien" miała być pierwszą jaskółką zmieniającą ten stan. A co otrzymali kandydaci na krótkofalowców? Ano właśnie. Otrzymali stek wymysłów i bzdur pierwszej klasy. Tylu błędów na raz jeszcze nie widziałem, a żyję długo. Autor, ku mojej rozpaczy, nie zadał sobie trudu sprawdzić stan prawny na dzień wydania tego dziecka z tuszu i atramentu. Na domiar złego, jako osoba współpracująca został wymieniony również zasłużony członek Polskiego Związku Krótkofalowców. Czyżby takim wielki trudem było sprawdzenie jakie prawo reguluje sprawy związane z krótkofalarstwem? Przecież dokumenty określające obowiązujące prawo nie są tajne i łatwo się z nimi zapoznać. Łysina stanęła mi dęba, gdy przeczytałem, że w Polsce działa jeszcze Państwowa Agencja Radiokomunikacji i że na egzaminie, oprócz pochwalenia się posiadaną wiedzą z zakresu elektrotechniki, fizyki czy matematyki tudzież procedur operatorskich, trzeba zdać egzamin ze znajomości alfabetu Morse'a (sic!). To tylko niektóre z licznych rażących błędów, które są w tej książce. Nie kopię leżącego, ale milczeć też nie mogę. Ta książka powinna w całości pójść na przemiał, sam autor powinien: albo zapoznać się z tym co obowiązuje w Polsce, albo nie powinien wcale brać się za publikowanie czegokolwiek, gdyż tylko przynosi wstyd krótkofalowcom. Tertium non datur. Rozmawiałem z autorem, przyjął krytykę ze spokojem i obiecał, że nowsze wydanie będzie rzetelnie sprawdzone PRZED wydrukowaniem. Czas pokaże czy mówił prawdę. |