Akurat żarcia na ulicy brakuje mi najbardziej. Potem żadna chińszczyzna w bulandzie nie smakuje. Też jeździłem biznesowo, obiady mieliśmy w restauracjach ale śniadania i kolacje jadłem z trójkołowych, przewoźnych kuchni. Baozi z Wólki Kosowskiej nie umywa się do serwowanego gdzieś przy ulicy w Shenzhen czy Hangzhou. Owoce morza świeże, nie mrożone. Delicje.
Koronawirus niestety pokrzyżował plany, i 2 wyjazdy mi umknęły ale jest nadzieja, że wróci do normy. M |