Reakcja ludzi na radio.
czyli jak ludzie reagują na radiostacje w ręku
Radiowaniem zajmuję się od początku lat 90-tych i o ile w tamtych czasach reakcja na hendi-ka w dłoni była mniej więcej taka "ty ale fajne, co to, jak dalego z tego można pogadać?", to po wejściu do powszechnego użytku telefonów komórkowych i niemal wszechobecnego internetu, zdażyło mi się odczuć na sobie wzrok innych ludzi, którzy w momencie wyjęcia z kieszeni radia, głośno szeptali "cóż ten biedak czyni? czy to jakaś choroba?"
Z tego powodu, obecnie ewentualne QSO zawsze było przeprowadzane w miejscu bez publiki, a samo radio nosiłem schowane na dnie plecaka.

Wczoraj jednak, będąc na Szczelińcu Wielkim próbowałem wołać chwilę z ustronnego miejsca, lecz osoby wołane nie odpowiadały, przywieszam więc radio do paska i z rodzinką udajemy się na taras widokowy i jak to na tarasie, wrzawa, każdy z kimś rozmawia, sporo ludzi wydzwania do rodzin i znajomych chwaląc się gdzie obecnie są i jakie piękne widoki do okoła. Nagle moje radio się odzywa, woła mnie na przemienniku kolega z Legnicy, postanawiam nie biec już w ustronne miejsce aby przeprowadzić łączność, obracam się tyłem do tłumu przyciszam nieco radio, aby nie robić sobie tzw. "siary" i zaczynam łączność. Po przekazaniu "mikrofonu" do kolegi, nagle słyszę, no właśnie szok, tłum totalnie ucichł i spora część ludzi przysłuchuje się jak gadam, no niby normalnie jak wszyscy inni przez telefon, ale jednak co jakiś czas pada dziwny dla nich ciąg literowo-liczbowy. Na dopełnienie tego wszystkiego, żona mimo, że również licencionowana, bierze córkę za ręke i odsuwa się na bezpieczną odległość, że niby mnie nie zna.


  PRZEJDŹ NA FORUM