26.425 MHz - dzieje się tam coś ?
Panooooooooowie! tak zwane "Spółdzielnie DX-owe to praktyka stara jak świat krótkofalarski. Bez obrazy aqle były kraje i były lata że bez R140 lub przynajmniej R118 i hektara anten niektórzy tak zwani biedniejsi nie byli w stanie zrobić danego państewka lub wysepki.jak tam siedział operator na pięc dziesięciowatowym lub góra sto watowym radyjku , bez wzmacniacza a nasz delikwent dysponował tym samym... Wtedy szło się do zaprzyjaznionego kolegi ze służb i z jednostki wojskowej ( kiedy " nikt" nie słuchał) lub z bazy Milicji Obywatelskiej ( a jak ! sprzęt mieli bardzo wysokiej klasy) lub ze zgoła stacji morskiej lub MSZ (zależy kto gdzie miał kumpli) mozna było za pozwoleniem operatora "puknąć " kluczem lub wrzasnąć parę razy z wykopem godnym światoego poziomu i zrobic łączność tu i tam i ówdzie. O tym wiedziały wszystkie służby tajne i jawne, generalicja i komendanci szkół zarówno wojskowych i zarząd łączności w innych działach służb państwowych. Przymykalo oko bo jak był ktos dobrym fachowcem i się sprawdzał to czasami woleli po prostu " nie wiedzieć". Co wy myslicie że w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiatych to trasceivery i radiotelefony leżały w sklepach i " na ulicy"?? Jak sobie nie zrobiłeś sam radia to byłeś bez łączności! I najwyzsza kategoria licencji była do d* bo jak ktoś brał się za to to musiał najpierw nauczyć sie rozróżniać elementy, budować układy elektroniczne a najlepsi potrafili zbudować własny nadajniklub całą radiostacje. A ile mogłes wyciągnąć mocy z lampy od radiotelefonu np. QQE 06/40? Sto pięć dziesiąt Wat maksymalnie. Niestety jak ktos chciał mieć " kilowata ' to prosił o pomoc służby. Nie ma że " boli" , jakie czasy takie DX-y. SP3SUZ - dużo by gadać... cool


  PRZEJDŹ NA FORUM