Radiostacje na polskich statkach w latach 60-tych
Co piszczało w kabinie radiooficera 50 lat temu?
A ja dodam jeden ważny fakt. Zarówno GdyniaRadio, jak i SzczecinRadio miały antenę Yagi, logperiodyczną. Była bardzo dobra, pod wieloma względami lepsza od strony operacyjnej niż ABRH! Był zysk, była moc, kąt promieniowania jeszcze lepszy od innych używanych anten, zwłaszcza na Pacyfik. Ale ta antena miała jedną wadę - było nią grafitowe sprzęgło dostarczające w.cz. do samej obrotowej anteny. I jak to sprzęgło się psuło, to pojawiały się grube problemy (z pożarem włącznie, bo mówimy o mocy rzędu 10kW+). Zresztą pożar zwykłych anten nadawczych również był, bo anteny były rozwieszone na drewnianych słupach i przy niewłaściwej obsłudze mógł się zapalić łuk. I tu dochodzimy do sedna problemu: w centrum nadawczym na Oksywiu pracowało kilku techników, z których jeden wybitnie nie miał ręki do strojenia nadajników. Gdy R/O z Gdyni chciał przestroić nadajnik na inną częstotliwość roboczą, zazwyczaj dowiadywał się wcześniej, kto jest na zmianie. Jeśli to był ten jeden konkretny technik, tak kombinowano, by tego nie trzeba było robić. Właśnie ten technik przez błędy w strojeniu układu (nie znam szczegółów) przyczynił się do pożaru w centrum nadawczym Oksywie. I widziałem nawet dokumenty, które to opisywały razem ze wspomnieniami ludzi, którzy w Rekowie siedzieli bezsilnie, źli na niego wesoły Nie wiem, czy w Szczecinie też taki ktoś był, ale na temat tego pana słyszałem wiele zarówno od ludzi z Rekowa, jak i tych, którzy pracowali w centrum nadawczym na Oksywiu.


  PRZEJDŹ NA FORUM