Ciężkie życie PZK
wszystko o PZK, dobrze i źle
Andrzej wybacz. Ale w końcu o tym też trzeba przypomnieć.

Do lat 80 PZK był na garnuszku i pod nadzorem państwa ( i służb też). W zamian mieliśmy jeden etat na województwo oraz siedzibę wojewódzką opłacaną przez PP. Dawało to też dostęp władz PZK do najwyższych czynników państwowych. Do tego przewodnia rola PZK w reprezentowania ruchu krótkofalarskiego wewnątrz i na zewnątrz poprawiała prestiż organizacji.

Aż przyszedł sławetny moment wolności. Wyzwolenie od nadzoru państwowego, forma stowarzyszenia zachwyt nad wolnością.
I tu pojawił się problem władz. Zaczęło się parcie osób, które dostając do władz PZK chciały się dowartościować a nawet wycyckać PZK. Aby było dość stanowisk dla niedowartościowanych rozsadzono istniejące struktury wojewódzkie tworząc na jej bazie komórki z wysokimi stanowiskami ale niskimi możliwościami działania oraz z problematyczną możliwością utrzymania się.
Wiele osób nie było przygotowanych a nawet nie rozumiało nowej rzeczywistości. Tu jest wina wszystkich szczebli, ponieważ nie tylko nie rozumieli nowej rzeczywistości ale nie umieli się w niej znaleść. Też problem, że przy rosnącym bezhołowiu organizacyjnym nie pojawił się człowiek, który by wziął towarzystwo za twarz i przeprowadził przez ten okres. Ale też nie miał narzędzi.

Pewne problemy pokutują do dziś. To jest problem struktury PZK form organizacyjnych struktur niższego poziomu oraz problem klubów. Jest to bardzo delikatny problem, bo przy samodzielności finansowej struktury niższego poziomu nie widzą potrzeb podległości i powiązania z zarządem wyższego szczebla.
Czy nam jest potrzebny szczebel centralny? Tak, bo tak naprawdę zgodnie z przepisami prawa zablokowano szkolenie nowych krótkofalowców. ( tu dygresja egzamin na operatora tak jak na prawo jazdy musi zawierać teorię i praktykę).

Koniec części 1.

JAK




Owszem ale w tym wolnościowym szale nikt nie zwrócił uwagi, że wyzwoliliśmy się także od sponsoringu państwowego.



  PRZEJDŹ NA FORUM