Ciężkie życie PZK wszystko o PZK, dobrze i źle |
canis_lupus pisze: sp9mrn pisze: Sorry. Nie rozumiesz. Napisać jakiś punkt w statucie to pikuś. Zaproponować zmianę - to pikuś. Problem zaczyna się w momencie w którym w demokratyczny, zgodny z prawem sposób masz dokonać zmiany statutu w kilkutysięcznej organizacji w której panuje powszechne przekonanie o podległości delegata grupie go wybierającej. Przekonanie o tym, że mandat delegata jest mandatem imperatywnym jest powszechne. Właściwie na palcach można policzyć osoby dopuszczające fakt, że jest to mandat wolny... Nie porównuj zatem zmiany statutu w fundacji lub małym lokalnym stowarzyszeniu (lub zmiany regulaminu nazwanego statutem) do realnej zmiany stautu, gdzie ilość szabel po twojej stronie jest statycznie niewyznaczalna. ,-) mrn It's mówię o stronie technicznej. Jeśli członkowie nie chcą zmienić statutu to nie będą mieli zmienionego a więc problem trudności zmiany nie występuje. Jeśli delegat jest zły, należy wybrać innego, jeśli wybierają ciągle tego samego, to znaczy że jest dobry, a przynajmniej odpowiada wybierającym. Czyni znowu problemu nie ma. It's mówię o stronie praktycznej. 1. te dwa zjawiska posiadają jedynie przypadkową zbieżność nazwy "statut" 2. nie jest prawdą, że (cit) "Sam robiłem to już u nas chyba dwa razy. " Zmiana statutu nie polega na tym, że ktoś "robi to sam", no chyba, że (niebezpiecznie zbliżam się do argumentum ad Hitlerum) mamy do czynienia z dyktaturą przesłoniętą demokracją iluzoryczną. ,-) mrn |