„... i Zygmunt” – nowa świecka tradycja na osiemdziesiątce czyli jak samogłoska „i” zrobiła furorę ma paśmie. |
Jak dla mnie, to "i..." przewaznie jest "przeciaganiem w czasie" potwierdzenia znaku korespondenta. Wyglada to tak, jakby umysl potwierdzajacego nie nadazal zatrybic co odebralo ucho a reka nie nadazala zapisac tego co odebral umysl |