Łączność w stanie "wyższej konieczności"
Czy możemy, powinniśmy skorzystać z poza pasma.
Widzę, że dyskusja podążą w jakimś irracjonalnym kierunku.
Zasadność działania w „stanie wyższej konieczności” pozostaje do oceny sądu, a nie – z całym szacunkiem – uczestników tego forum. My ani nie stanowimy, ani nie egzekwujemy prawa. Możemy sobie wymieniać poglądy, ale to nie ma wielkiego znaczenia w rzeczywistej sytuacji.
Zatem może warto przytoczyć, co na temat „stanu wyższej konieczności” mówi prawo:
"Stan wyższej konieczności to sytuacja, gdy człowiek stając w obliczu zagrożenia jakiegoś dobra, aby je ratować, musi poświecić inne dobro.
1. Prawo karne
- Działanie musi być podjęte w celu uchylenia niebezpieczeństwa, które grozi dobru chronionemu prawem; dobrami takimi są np. życie, zdrowie, mienie; niebezpieczeństwo może mieć swoje źródło zarówno w bezprawnym zachowaniu człowieka, jak i działaniu siły przyrody czy ataku zwierzęcia.
- Niebezpieczeństwo musi mieć charakter bezpośredni (jest aktualne i zwłoka w ratowaniu dobra spowoduje, że działania te nie będą miały sensu).
- Działanie ratujące dobro musi być ostatecznością - jeżeli dobro można uratować przez działanie nie naruszające innego dobra lub powodujące minimum szkód, to jesteśmy zobowiązani do podjęcia go ( zasada subsydiarnści).
- Jeżeli chodzi o proporcję dóbr, to, aby działać w granicach stanu wyższej konieczności, musi zaistnieć jedna z sytuacji:
a/ dobro, które poświęcamy, musi przedstawiać wartość niższą od dobra ratowanego,
czyn wówczas nie ma cech bezprawności, a w konsekwencji nie popełniamy przestępstwa,
b/ przy względnej równowadze dóbr ratowanego i poświęcanego dobro poświęcone nie może przedstawiać wartości oczywiście wyższej od dobra ratowanego, wówczas czyn jest bezprawny, ale nie ponosimy winy ze względu na nietypową sytuację motywacyjną, co również powoduje, że nie popełniamy przestępstwa.
Działanie w ramach stanu wyższej konieczności powoduje, że osoba taka nie popełnia przestępstwa, czyli działa legalnie. W konsekwencji postępowanie wobec sprawcy czynu działającego w stanie wyższej konieczności powinno zostać umorzone, a w etapie postępowania przed sądem powinien zostać wydany wyrok uniewinniający.
W przypadkach, gdy nie istniał stan wyższej konieczności, sprawca czynu podlega karze za przestępstwo, jeżeli popełniony przez niego czyn jest przestępstwem.
Są jednak takie sytuacje, gdy w zasadzie istniał stan wyższej konieczności, ale czyn, który został dokonany, przekroczył granice zakreślone w kodeksie karnym dla tego typu sytuacji. Stanie się tak wtedy, gdy:
- niebezpieczeństwo, które chcieliśmy uchylić, nie było bezpośrednie,
- nie było konieczności poświęcenia dobra chronionego prawem,
- w celu uchylenia niebezpieczeństwa została naruszona proporcja dóbr.”
Koniec cytatu.
Jeśli ktoś ma pytania związane z w/w cytatem, to o wyjaśnienia musi poprosić prawnika – ja niestety nim nie jestem.

Ale jestem od ponad 20 lat ratownikiem drogowym, i nawet w czasach nie istnienia telefonów komórkowych – dzięki Bogu (a także łączności amatorskiej, wykorzystanej kilka razy) - nigdy nie miałem problemów z wezwaniem pomocy. Natomiast prawie zawsze problem był z tłumem „fachowców-gapiów od siedmiu boleści”, którzy lepiej wiedzieli jak udzielać pomocy.
Godna szacunku jest postawa wielu kolegów, którzy gotowi są ratować życie innym, jeśli zaszłyby takie okoliczności. Tylko proszę sobie odpowiedzieć w duchu (nie oczekuję wpisów na forum), czy umiem (ćwiczyłem to kiedyś na fantomie) przeprowadzić resuscytację, zatamować krwotok, czy unieruchomić złamaną kończynę ? Bo jeśli dysputa „o ratowaniu życia” organiczna się tylko do kwestii „częstotliwościowych”, to traci ona sens.
Zapewniam, że wiedza n/t „pierwszej pomocy” będzie – gdy zajdzie potrzeba – więcej warta niż obsługa radia na kanałach pozaamatorskich.

Nie wiem czy w Polsce miał miejsce jakiś realny przypadek, o którym jest tu dyskusja – ja nie słyszałem, ale znam kilka takich spraw, które działy się w USA. I kończyły się różnie, także srogimi karami. Ma się to nijak do naszej rzeczywistości, ale problem istnieje nie tylko u nas.
I nie polega tylko na tym, że nadajemy bez pozwolenia na „nie swojej częstotliwości” (czyli łamiemy zapis ustawy Prawo Telekomunikacyjne), ale także na tym, że „służba” może wnieść oskarżenie np. o sprowadzenie niebezpieczeństwa, bo zakłócimy ich łączność ratowniczą prowadzoną w tym samym czasie.

I na koniec, przepraszam, ale muszę się odnieść personalnie do wypowiedzi kilku kolegów.
Chyba jednak, nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, „co nam wolno, a co nie.” Kolega Krzysztof sq6ade na forum elektroda.pl w wątku zatytułowanym „Jakie radio w góry ?” napisał: „Proponuję VX-7 od Yaesu => ma pasmo VHF/UHF do pogadania z większością służb w RP. Konstrukcję ma "turystyczną" więc się nada.”
Kolego, czy rozumiesz co piszesz ? Jak chcesz „pogadać z większością służb…” to może wstąp do jednej z nich, a nie propaguj poglądów, które nie przystoją licencjonowanemu krótkofalowcowi…?

Kolego sq5obu: nawet kierowca pojazdu uprzywilejowanego musi zachować szczególną ostrożność jadąc „na sygnale”. Jeśli wjedzie na skrzyżowanie na czerwonym świetle i dojdzie do kolizji czy wypadku, to niestety będzie jego wina. (było już kilka takich zdarzeń a o winie orzekał sąd…). Nie życzę więc, abyś kiedykolwiek musiał kogoś wieźć do szpitala przez całe miasto, przede wszystkim dlatego, że transport w nieodpowiednich warunkach, może pogorszyć stan poszkodowanego, ale gdyby już Ci się to przydarzyło, to jednak zważaj na przepisy, aby nie powiększyć grona poszkodowanych. Dostrzegasz problem, czy „potrzeba bardziej łopatologicznie ?"
pozdrawiam,
Paweł SP7XFT


  PRZEJDŹ NA FORUM