Ekspedycje radiowe
Do trzech razy sztuka.

Dwa razy pisałem na tym forum stawiając pytanie o motywację, którą kierują się organizatorzy i uczestnicy ekspedycji radiowych. Nikt z własnym doświadczeniem nie zapalił tu kaganka wiedzy i pewnie umrę nieoświecony. Radioamatorstwem zainteresowałem się 60 lat temu i nie udało mi się rozgryźć tej pilnie strzeżonej tajemnicy. Radioamatorzy praktykujący tę gałąź naszego hobby zachowują się jak członkowie loży masońskiej, lub kościoła scjentologów, i chronią swoje tajemnice przed ogółem. Ocenia się, że na świecie jest około trzech milionów legalnych radioamatorów, ze znakami wywoławczymi i odpowiednimi zezwoleniami. Kilkanaście tysięcy z nich aktywnie poluje na ekspedycje. Zgaduję, że tych, którzy jeżdżą na takie ekspedycje jest pewnie w sumie parę setek. Wiem, że w Polsce jest kilkudziesięciu kolegów, którzy uczestniczyli w ekspedycjach radiowych. I nikt nie chce zdradzić tego, co ich ciągnie do takich wyjazdów. Szczególnie intryguje mnie Projekt TAAF SPDXpedition opisany w biuletynie SPDXClubu CQDX 121 z lipca 2007 roku. Nigdzie nie znalazłem podsumowania i wrażeń z tego znaczącego przedsięwzięcia. Ogólnie, nieproporcjonalnie dużo uwagi poświęca się ekspedycjom na portalach i w publikacjach, choć tak naprawdę zainteresowanych nimi jest jeden procent wszystkich radioamatorów. Nawet PZK publikuje więcej informacji o ekspedycjach, niż o swojej działalności pożytku publicznego, choć upomina się o ten jeden procent (podatku). O tej ekspedycji z roku 2007 nie znalazłem jednak informacji.

Jakieś dwadzieścia lat temu chciałem odwiedzić Wyspy Zielonego Przylądka na Atlantyku, na zachód od Senegalu. Zainspirowała mnie do takiej wizyty muzyka z tego archipelagu. Usłyszałem w Sztokholmie na żywo Cesarię Evorę i potem odkryłem jak pociągająca jest tamtejsza tradycja muzyczna. Chciałem zostać na wyspach kilka tygodni, więc poprosiłem o zezwolenie na nadawanie z tego kraju. Dodatkowo, dowiedziałem się, że lokalny radioamator w Mindelo potrzebuje pomocy przy zainstalowaniu anteny w nowym domu. Namówiłem kolegę ze Sztokholmu, aby poleciał ze mną. Carlos, D44AC, był bardzo wdzięczny za pomoc i później przez kilka lat był dość aktywny. Ale nie była to żadna ekspedycja — ja zwiedziłem 4 wyspy archipelagu, spotkałem kilku lokalnych muzyków, trochę ponadawałem na falach krótkich i poznałem dwóch lokalnych radioamatorów.
https://dxnews.com/pulu_d44ac_mindelo_cabo-verde_cape-verde/
https://sm0jhf.wordpress.com/the-uk/ Practical Wireless 2001 June
https://sm0jhf.wordpress.com/cq/ CQ 2004 May

Nigdy nie uczestniczyłem w ekspedycji, ale w grudniu 2004, gdy byłem w mieście Chennai na wschodzie Indii, poleciałem na kilka dni do Port Blair na Wyspach Andamanach. Odwiedziłem tam grupę radioamatorów z Indii, którzy jak zrozumiałem, przylecieli tam na ekspedycję dieksową. Dowiedziałem się od nich jakie były cele tej imprezy. Pierwszym było nadawanie z rejonu uznanego jako osobna jednostka w programie kolekcjonowania tzw. krajów, lub podmiotów, znanym jako DXCC - czyli klub setki dieksów. Drugim celem było przekonanie administracji państwowej, która miała podejście do radia jak z czasów brytyjskich sprzed wojny światowej, że nie jest to takie groźne. Trzecim celem było zaprezentowanie amatorskiej łączności radiowej w lokalnej szkole indyjskiej marynarki wojennej. Na wyspach Andamanach jest baza floty indyjskiej i duży ośrodek szkolenia oficerów. Odbyło się kilka spotkań z kadetami, i nawet na jednym z nich zostałem poproszony o opisanie praktycznych korzyści jakie daje takie hobby. Wróciłem do Chennai 25 grudnia i następnego dnia obudziły mnie wstrząsy całego hotelu. Po kilku godzinach dotarła do nas pierwsza fala tsunami. Baza marynarki na Andamanach została zniszczona i przez kilka dni niemal jedyną łączność zapewniali członkowie owej ekspedycji. Ilustrowane wspomnienia opublikowane są m.in. na portalu SP3KEY http://www.sp3key.com/jhf/vu4/index.html a także drukiem, m.in. https://sm0jhf.wordpress.com/cq/ CQ 2005 April oraz https://sm0jhf.wordpress.com/the-uk/ Practical Wireless 2006 January.

Moje podejście do ekspedycji stało się mniej sceptyczne. Ekspedycje radiowe mogą mieć sens i przynosić korzyść zarówno lokalnym społecznościom jak i radioamatorom w ogóle. Niewyobrażalnie nudne musi być jednak siedzenie przy radiostacji przez kilka dni, a nawet tygodni, i użeranie się z tłumem w eterze. Setki osób godzinami krzyczą do mikrofonów, niektórzy dostają amoku, wielu z nich z premedytacją przeszkadza w odbiorze.

Nie wiem o co chodzi, a podobno jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Ale gdzie są te „piniądze” w ekspedycjach radiowych? Coś mnie ominęło, coś przeoczyłem?

Ktoś wspomniał, że ludzie jadą na ekspedycje, aby umożliwić innym zaliczenie jakiegoś kraju, wyspy lub czegokolwiek. Nie wierzę w taki altruizm, nie wierzę, że dorośli ludzie, szczególnie z Ameryki, wydają tysiące dolarów aby sprawić przyjemność innym, anonimowym radioamatorom na całym świecie. Taką wersję w Ameryce nazywa „bullshit”.

Ktoś na forum zarzucał mi, że chciałbym zabronić ekspedycji. Nic takiego. Odwrotnie, jestem liberalny i uważam, że nie powinno zabraniać się niczego. Resztę można pozostawić darwnizmowi.

Ktoś inny zalecał pisanie instrukcji postępowania w eterze. Takich instrukcji jest mnóstwo, ale nie czytają ich ci, którzy powinni. Tak jak publikowanie kodeksu drogowego nie zmniejsza ilości oszołomów ścigających się w terenie zabudowanym, jazdy po pijaku czy zwykłego wyprzedzania na podwójnej ciągłej linii. Oni wiedzą, że to jest nielegalne, karalne i niebezpieczne. Czy trzeba ciągle pisać nowe instrukcje, że nie wyrzuca się śmieci do lasu i nie pali się nimi w piecach?

Społeczeństwo radioamatorów starzeje się i wymiera. Nowi radioamatorzy zostają indoktrynowani, że nasze hobby polega na kupowaniu skomplikowanych aparatów i wymianie „five-nine” z jak największą ilością wycieczkowiczów na bezludnych wyspach. Miarą umiejętności radioamatora stała się liczba wymienionych 5x9 ze stacjami w różnych miejscach według listy wyżej wymienionego klubu setki dieksów. Kilku facetów napędza ruch na pasmach radioamatorskich na całym świecie. Oni decydują, że jakaś rafa będzie celem wypraw, albo że zakon średniowiecznych rycerzy jest państwem. Absolutnym skandalem było uznanie za osobny kraj, w roku 1970, latarni morskiej po szwedzkiej stronie malutkiej skały o nazwie Märket, wystającej z Bałtyku koło Szwecji. Piętnaście lat później linię graniczną zmieniono i obecnie latarnia morska leży już po stronie należącej do fińskiego archipelagu Å,land. https://dxnews.com/market-reef-mistake/

Gdy miałem naście lat, popularne było wśród rówieśników zbieranie etykietek od pudełek z zapałkami i kapsli od piwa. Dzisiaj tysiące radioamatorów zachowują się jak dwunastoletni chłopcy zbierający bardzo kosztowne pocztówki. Ja osobiście wolę mieć jedno pudełko dobrych zapałek, niż sto etykietek i jedną butelkę dobrego piwa, niż sto kapsli. Wolę porozmawiać przez kilka minut z misjonarzem na Nowej Gwinei, niż „zaliczyć” ekspedycję w tym samym miejscu na dwunastu pasmach wszelkimi emisjami.

Mam wrażenie, że niemal całkowicie zanikły elementy radioamatorstwa, które były racjonalnymi podstawami tego hobby. Rozwój własnej wiedzy i umiejętności, eksperymentowanie z techniką radiową, bezinteresowną komunikacją z innymi o podobnych zainteresowaniach — to wszystko staje się nieaktualne. Od nas samych zależy przyszłość.

Nie zdziwię się, jeśli moje opinie zostaną zakwalifikowane jako „mowa nienawiści”.

Jeśli nie pojawi się jakaś racjonalna odpowiedź na moje pytanie, to daję przedwyborczą obietnicę, że zamknę temat.

Henryk, SM0JHF


  PRZEJDŹ NA FORUM