Specjalnie dla tych, co nie mają wiedzy, jak książki kupować
Książki nie tylko książki- tematyka krótkofalarska
    SP95094KA pisze:

    kopiuję z tej strony:

    DAWNY WROCLAW
    WROCŁAW PO WOJNIE CZ.2 – KTO KUPOWAŁ NA SZABERPLACU? – MIEJSCA WE WROCŁAWIU.

    Meble, drogocenne zastawy, rowery – wszystkie rabowane z opuszczonych domów przedmioty musiały mieć przecież swój rynek zbytu. Tak właśnie powstał Szaberplac na placu Grunwaldzkim – największe wrocławskie targowisko w historii. A kto kupował te przedmioty? Praktycznie wszyscy. Jego sercem był dzisiejszy plac Grunwaldzki, jednak ciągnął się od Kredki i Ołówka aż do Mostu Grunwaldzkiego. To dzikie targowisko, choć na początku dość chaotyczne, szybko zaczęło się porządkować.

    I tak powstawały sektory z maszynami , działy ze zwierzętami, czy miejsca gdzie można było kupić produkty spożywcze. Nieprawdopodobne jak dobrze społeczeństwo potrafiło się samoczynnie organizować.

    Szabrownicy szabrownikom
    „O szabrownikach wie każdy z nas. Co drugi wygaduje na nich, gdzie się da i co się da. Szabruje zaś mniej więcej co trzeci. Niektórzy twierdzą zaś, że to bardzo optymistyczne obliczenie.” – Dziennik „Pionier”

    Kontrowersyjnym może wydawać się fakt, że Wrocławianie masowo zaopatrywali się na Szaberplacu, bo przecież sprzedawało się tam mnóstwo zrabowanych przedmiotów. Na to zjawisko trzeba jednak spojrzeć z innej strony.

    – Ówczesny Wrocław w niczym nie przypominał tego dzisiejszego. Nie było galerii handlowych, supersamów, czy nawet sklepików osiedlowych. A przecież gdzieś trzeba kupować. I takim miejscem był właśnie Szaberplac – wspomina mieszkaniec powojennego Wrocławia.

    Zresztą, samo zjawisko przyzwolenia na szaber to temat jeszcze bardziej złożony. Bo z jednej strony wielu uważało takie postępowanie za złe moralnie i starało się temu przeciwstawiać, z drugiej jednak nienawiść do dawnego okupanta często przeważała.

    Odniemczanie kapsli od piwa
    Tym trudnej dziwić się mieszkańcom, jeśli weźmie się pod uwagę, że także władza przyzwalała na te procedery, a nawet sama się ich dopuszczała. Do nowo powstałej milicji przyjmowano bez skrupulatnej selekcji. Dlatego też wielu szabrowników było również stróżami prawa.

    Polska administracja popierała proces niszczenia niemieckiej kultury. Niedługo po wojnie Ministerstwo Ziem Odzyskanych wydało zarządzenie, by usuwać wszystkie niemieckie napisy. Nawet te na dziełach sztuki, czy kapslach z butelek od piwa lub popielniczkach. Stanowiło to kolejny pretekst dla szabrowników. Bo skoro coś ma zostać zniszczone, to czy nie lepiej jest to zachować dla siebie?

    Tekst: Kamil Kuchta


    Ja rozumiem tą nienawiść w stosunku do byłego okupanta.
    Nie rozumiem głupoty, bezgranicznej głupoty.

    Parę przykładów już z lat 70-tych

    Pytam "miejscowego" o drogę do Dolpimy

    Tekst: Kamil Kuchta.

    Ludzie osiedleni na Dolnym Śląsku - bardzo długo czuli się intruzami na tych ziemiach. Wiem o tym doskonale.
    Nie wszyscy byli z gruntu źli - ale wyczuwało się doskonale, że ci osiedleni, nie mają poczucia stabilizacji.
    Oni się tak zachowywali, jakby byli tam tymczasowo i że będą musieli opuścić te ziemie. Dlatego mało lub wcale nie dbali o majątek, który dostali darmo, całkowicie darmo.

    Ja mam świadomość tego co się stało po Jałcie, po wojnie. Jestem pewien, że władze centralne w Warszawie, też nie miały gwarancji, czy z tych ziem nie trzeba będzie osiedleńców ewakuować.
    A gdybym się mylił - tym gorzej by wyglądali na tym landszafcie ci przesiedleńcy - ich kondycja psychiczna byłaby nie do pozazdroszczenia.


Cóż każdy ma prawo do wspomnień a mimo, że pamiętam wypalone domy przy trasie "0" to nie pamiętam tego na placu Grunwaldzkim. Być może było to przed 57 rokiem.


  PRZEJDŹ NA FORUM