Praca na radiostacji pod nadzorem osoby licencjonowanej
    frantastic pisze:



    1. Wydaje mi się, że są raczej powody do optymizmu niż do pesymizmu. Najważniejsze jest duże zapotrzebowanie społeczne na wyklarowanie przepisów i duża chęć ich przestrzegania, czego niezbicie dowodzi dyskusja w tym wątku. To, że decydenci są oporni nie powinno być w perspektywie czasowej przeszkodą. Rotacja osobowa na szczeblu decydenckim jest wyjątkowo duża i to napawa optymizmem. Jak nie dzisaj to jutro - cierpliwości.

    2. W innych dziedzinach przepisy prawne są jeszcze gorsze i niespójne. Przykładowo w prawie budowlanym. Przed piętnasu laty chciałem wykonać zewnetrzne schody drewniane wraz z tarasem z poziomu gruntu na piętro w szczycie budynku przeciwnym od głównego wejścia w moim letnim "Castel Gandolfo". Wykonałem zgłoszenie budowlane i otrzymałem pismo, że jest potrzebne pozwolenie na budowę wraz z uzasadniającymi to paragrafami. Poprosiłem znajomego by zadał pytanie o taką samą operację w swojej gminie i on dostał pismo, że potrzebne jest zgłoszenie budowlane z uzasadnieniem i odpowiednimi paragrafami. Z głupia frant zadzwoniłęm na telefoniczny dyżur prawnika w miesięczniku "Murator" by wyjaśnić kto ma rację. Uprzejma i nadzwyczaj kompetentna Pani odpowiedziała, że obie interpretacje są w świetle obowiązujących przepisów prawidłowe. Mimo to ona mi proponuje bym nie wykonywał ani jednego ani drugiego bo: wykonania schodów drewnianych nie ma na liście w wykazie prac budowlanych i równie dobrze można zinterpretować, że nie jest to budowa, więc nie wymaga żadnych formalności z tym związanych. Po paru latach przy okazji rutynowej ewidencji budowlanej z natury na obszarze gminy zadano mi pytanie: gdzie pozwolenie na budowę. Udzieliłem wyjaśnień cytowanej prawniczki i Pan bez zająkniecia się z tym zgodził.
    Szukajcie a znajdziecie.


Ja nie jestem pesymistą, tylko patrzę trzeźwo. Za to jestem bardzo zaskoczony, że prawo można sobie interpretować dowolnie. Jak komu wygodnie. Mnie uczono, że prawo może interpretować ustawodawca, lub Sąd Najwyższy. Ale to było za tej przebrzydłej komuny, gdy obowiązywała ortografia w szkołach. Co weselej, wtedy też stosowano dowolność w interpretacji (zależnie od tego którą nogą urzędnik wstał), no i jak się ta dowolność skończyła?

Tak, jestem złośliwy.


  PRZEJDŹ NA FORUM