Próba legalizacji zatrudniania członków PZK w PZK?
[quote=sp3mep]

no Jurek jak co jest "osia sporu"?

    sp3mep pisze:


    ja napisałem że potrzebujemy sekretarki
    ładnej blondynki/brunetki o idealnych wymiarach,


A co za różnica czy ładna czy brzydka, czy wymiary idealne?
I tak przez 99% czasu nikt jej nie widzi

    sp3mep pisze:


    ENO pitoli ze nie musi być ładna byle coś umiała/umiał (zawstydzony)
    i aby to nie był krótkofalowiec,


ENO mądrze pitoli. Warto żeby coś umiała/umiał
Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie powinien być to krotkofalowiec
Myślę, że to nie jest pogląd ENO, tylko wyraża to co się obija wielu ludziom w głowach "Krotkofalowiec? A niby dlaczego kolega ma zarabiać? weźmy byle jakiego nieudacznika byle nikt ze znajomych nie zarabiał"
My jesteśmy mentalnie jak Pawlak "spuść zarazę na kargulowe plemię, ale uważaj żeby nie na nas"

    sp3mep pisze:


    a MRN pitoli ze nie potrzebujemy wcale sekretarki,


Być może MRN ma gotowy program w ktorym, wszyscy będa pracowali społecznie i najlepiej po 12 godzin na dobę, a sam MRN nawet 16 godzin.
Być może.
Takie programy miał Engels i Czerwoni Khmerzy w Kambodży.

Problem jest w tym, że cała organizacja postawiona jest na uszach i wszystko robione od d... strony.
I tu byłbym skłonny zgodzić się z MRN, ze nie potrzebujemy sekretarki bo po prostu nie tylko nie wiemy co chcemy robić, ale nie wiemy po co jest nam związek.

A wszystko zło bierze się z wypalenia pomysłów i kilku ludzkich słabości.
Pomysły się wypaliły bo tak naprawdę nigdy ich nie było.
Nie było bo o wszystkim decydowała władza. Pomysłem było to, że wszyscy musieli należeć. Pomysłem było to, że Prezesa przynosil w teczce Minister Łączności i pomysłem było to, że państwo dawało kase, wobec tego w kazdym oddziale był człowiek na jakiejś cząstce etatu, a były takie oddziały w których sekretarz był na całym etacie.
Pomysłem było to, ze oddziałów najpierw było 17, a później 49 czyli tyle ile było województw.
Gdy przyszedł rok 1989 okazało się, że pomysłów brakuje.
Mamy rok 2018 i pomysłów tak naprawdę nadal nie ma, ale za to są podziały i rowy pomiedzy "kolegami" krótkofalowcami głębsze od Rowu Mariańskiego.
I znów myślimy od d... strony czyli na siłę piszemy Statut nie wiedząc czy w ogóle chcemy istnienia Związku.
Piszemy Statut nie mając najwazniejszej koncepcji czyli schematu finansowania.

I tu następuje psucie się ryby.
Oddziały są samorządne, zbierają własne składki i często nic nie robią poza akumulowaniem składek.
Niektóre oddziały stoją lepiej niż fundusze emerytalne w latach świetności.
Zła jest sama idea podziału budzetu na część oddziałową i część której nawet nie ma jak nazwać. Przyjmijmy umownie nazwę "budzet centralny"
Budżet oddziałowy jest czesto chomikowany, a o budżecie centralnym krzyczy się, że jest przejadany przez działaczy. Bzdura jakich mało.
Całe zło bierze się z braku planów pracy oddziałów i projektów budżetów oddzialowych.
Gdy wspomniałem o tym na posiedzeniu Prezydium w grudniu 2017 roku to zapadla niezręczna cisza, a potem ktoś rzucił nieśmiało "że niby kto miałby robic w oddziałach plany pracy i projekty budżetów?"

To ja bardzo przepraszam, ale jeżeli ktoś w OT nie potrafi policzyć jaka była średnia ilość członków w ostatnich latach i na jakie wpływy z tego tytułu można liczyć to powinien zostawić tą działalność innym.
Skoro wiem ile będzie środków to zbieram wszystkie pomysły i robię pod to plan pracy i podliczam ile kasy potrzebuję.
A następnie zarząd oddziału rozpatruje to wszystko i przesyla do centrali z wnioskiem o dofinansowanie np.:
"Planujemy 9 imprez, mamy 10 tysięcy, a potrzebujemy 13. Chcielibyśmy z tych 10 tys żeby została rezerwa 3 tys, więc dajemy 7 i potrzebujemy 6 tysięcy z budżetu centralnego"
Niestety na dzisiaj czesto jest tak, że nie ma planów pracy tylko Prezydium dostaje wnioski "dajcie 5 tysięcy, ale nie ma żadnego wkładu własnego"

Najlepiej świadczy o tym telefon z jednego z oddziałów gdy rozeszło się, że hfiarz wymyślił projekty budżetów.
"Jak mamy zrobić projekt budzetu, skoro nie wplynęły składki, a poza tym nie mamy planu pracy i nie zrobimy go bo nie wiemy co będziemy chcieli zrobić w marcu czy sierpniu"
Pozostaje tylko kupić suchą bułkę i pociąć się miejsce przy miejscu.

Potem siada Skarbnik, a raczej Komisja Finansowa Związku i próbują sklecić budżet na szczeblu centralnym.
Często od czapy, często jako przeciaganie liny bo ten lubi tego i by mu dał, a nie lubi z innego OT i by mu zabrał.
Ale zawsze bez refleksji "kim oni to chcą zrobić?" lub "Przecież mają 20 tys na rachunku, więc mogą to sami sfinansować bo impreza nie jest warta finansowania centralnego"

Ja się pytam po jaką cholerę finansujemy prenumeratę ŚR dla oddziałow? Jeżeli oddziały chcą to niech składają zamówienie, zamówi się centralnie, ale finansowanie z budżetów oddziałowych.
Że niby mamy umowę na Krótkofalowca Polskiego?
A moze lepszym rozwiązaniem byloby odpuścić ŚR w cholerę i finansować na przykład taką propagację prowadzoną przez MRN jako organ związkowy z zastrzeżeniem pewnej określonej objetości na sprawy związkowe?
Może wyszłoby taniej.
Jeździmy do Friedrichshafen? Jeździmy i powinniśmy jeździć. Tylko kompletnie nie mamy pomysłu na co to jest nam potrzebne.
Mamy jedną z najlepszych stacji contestowych UKF w Europie SN7L. I co? Na tym się kończy. Dostają trochę dofinansowania (mało) z oddziału i to wszystko.
Dlaczego nikt nie pomyśli "w tym roku chwalimy się na przykład SN7L, jakąś stacją EME lub najlepszym dxmanem z 50 MHz"? Dlaczego nikt nie pomyśli "mamy kilku czołowych contestmanów KF. Zabieramy ich i robimy stoisko tematyczne"?
Mamy 31 oddziałow. A na cholerę nam 31 oddziałow? Sprowadzamy sprawę do 16 oddziałów, zapisujemy, ze kluby są podstawowymi jednostkami i do dzieła.

Zbierając to wszystko do kupy okazałoby się, że stać nas nie tylko na sekretarkę.
Tylko, ze zabetonował się pewien układ dbający, aby zmiany nigdy nie przyniosly powaznych zmian co widac po Komisji Statutowej, a przyjętemu z wielkimi nadziejami Prezesowi zabrakło ..., zeby walnąć pięścią w stół i powiedzieć "robimy tak i tak albo rezygnuję".
Oddzialy nie pozwolą się ruszyć bo wiele ma swoje małe geszefciki. Oczywiście podnosi się krzyk, ze nalezy różnej masci geszefciarzy pogonić. ale już ciszej dodaje się, że nasi geszefciarze muszą zostać bo sa dobrzy i nasi.

I tak trwa ten powolny dryf, nikt nie wie dokąd, nikt nie wie czy w ogóle dopłyniemy, a własciwie nikt nie wie dokąd i czy w ogóle chcemy dopłynąć.

A Ty Jurek mówisz o porozumieniu smutny


  PRZEJDŹ NA FORUM