Druga strona medalu
"Piszesz, że nadmierne ryzyko zawsze będzie głupotą - ok, fajnie to pisać post factum gdy się okazało, że organizm nie wytrzymał, ale tego przewidzieć się zawczasu nie da, bo ludzki organizm nie jest deterministyczną maszyną (100 razy będzie ok, a za 101 razem coś pójdzie nie tak)."
Tyle tylko że bardzo trudno określić co w danej chwili jest nadmiernym ryzykiem. To balansowanie na granicy życia i śmierci jest tym co jedni nazwą głupotą a inni istotą tego sportu.Wiemy że wielu "skała-łazów" zostało w tych górach na zawsze.
Byli to doświadczeni ludzie a jednak popełnili o jeden błąd za dużo.Nam jest to lekko oceniać -podobnie jak dziennikarce
pytającej człowieka ze złamaną ręką ( ekspedycja K2) jak się czuje.Wiadomo że może tylko czuć się no powiedzmy kiepsko.
A to że pechowcy w górach umierają bez "blasku fleszy" -no taki to urok tego sportu.
A dla takich laików jak ja sam polecam fragment piosenki o górach w przekładzie W. Młynarskiego:
"A wisząc u pionowych ścian
na traf szczęśliwy nie licz tam,
prezentów od losu nie zyskasz tu ty, ni twój druh,
licz tylko na swe ręce dwie,
na dłoń przyjaciela i módl się,
by była łaskawa wam lina wiążąca was dwóch."
Czy "wielki błękit" czy wielka biel -zawsze znajdą się tacy co gotowi są dla tej krótkiej chwili poświęcić życie,
a my będziemy się spierać co zrobili nie tak że się tym razem nie udało.


-


  PRZEJDŹ NA FORUM