Wyniki Egzaminu w Kielcach 03.2009
# cytat #
Ale to nie dzieje się tylko w naszym hobby , to raczej choroba całej naszej oświaty.
# koniec cytatu #

Bardzo powszechną „chorobą” jest również np. zamykanie ludziom z ulicy (bez pieniędzy i stosownych koneksji) drogi do dobrze płatnych zawodów (prawnik, lekarz itd.). Czy tak samo ma być z krótkofalarstwem?

Z krótkofalarstwem jest jak z jazdą samochodem: Człowiek tak naprawdę uczy się jeździć dopiero po tym, jak już dostanie prawo jazdy. Wcześniej to jedynie suche przygotowanie do egzaminu nie mające wiele wspólnego ze sprawnym poruszaniem się po drodze, aby nie przeszkadzać sobie i innym. Uważam, że z nami jest podobnie. Egzamin w nowej formie jest jedynie sposobem na „odsiew” wszelkiego buractwa, któremu nie chcę się poświęcić kilku(nastu) godzin na odrobinę przygotowań. Powoduje, iż ludzie muszą wykazać trochę ambicji i samozaangażowania, aby móc do nas dołączyć. I wystarczy. Wszystkich innych rzeczy, tj. dobrych obyczajów operatorskich, kodów, skrótów, podstaw radiotechniki ale i kultury osobistej, wstrzemięźliwości słowa, kultury wypowiedzi itd. itd. itd. człowiek może nauczyć się w trakcie nadawania a więc w sposób przyjazny i – co ważne – przyjemny, a nie z często przestarzałych książek.

Osobiście przymierzałem się do zrobienia licencji już w 1994 roku. Zrezygnowałem, ponieważ – jako humanista – zapewne poległbym na pytaniach stricte technicznych z zakresu radioelektroniki. Obecnie, przy nowych zasadach, zdałem bez najmniejszego problemu. Aktywnie uczestniczę w lokalnym życiu krótkofalarskim i jakoś nie przeszkadza mi brak wiedzy technicznej, przez którą kiedyś zwyczajnie nie zdałbym egzaminu. I wiecie co? Dzięki licencji – chcąc czy nie chcąc – wciąż czytam, eksperymentuje a tym samym uczę się tej nieszczęsnej elektroniki. Rozróżniam opornik od kondensatora ;-] , buduję proste układy, sam modyfikuję swój nadajnik. A przecież, gdyby nie licencja, pewnie nigdy nie trzymałbym w ręku lutownicy! I to jest właśnie, drodzy koledzy, prawdziwa magia i piękno naszego wspólnego hobby. Dokładnie o to chodzi!

Złagodzenie wymogów formalnych ma jeszcze jedno, bardzo ważne podłoże. W dobie wszechobecnych komórek, Internetu, Playstation, bezcukrowej coca-coli i syntetycznych pseudoużywek, coraz trudniej namówić młodych ludzi do zainteresowań bardziej konstruktywnych i ambitnych, niż weekendowy browar w pubie. Można więc zaostrzyć wymagania egzaminacyjne, można kazać recytować z pamięci wszystkie prefixy terytorialne i znać rozmiary butów całego Zarządu PZK. Tylko, że wtedy – kolego SP9AKI – za kilka(naście) lat na pasmach amatorskich rozmawiałbyś chyba sam ze sobą.

Powyższa wypowiedź to jedynie mój osobisty światopogląd na materię krókofalarstwa. Mam nadzieję, iż nikogo w żaden sposób nie obraziłem. Bynajmniej absolutnie nie miałem takiego zamiaru.

Pozdrawiam,
Jarek, SQ6ZZZ


  PRZEJDŹ NA FORUM