Telegrafia z przymrużeniem oka i przekąsem
takie sobie opowiadanie, może komuś się przyda?
Zbig, ale armia amerykańska korzystała z czegoś w rodzaju metody Kocha. W szczególności marynarka wojenna. Oto płyta z 1942r. z pierwszymi lekcjami, które miały wprowadzić ludzi do nauki telegrafii, wybrać tych, którzy mają predyspozycje.


Błąd metody wojskowej w polskim wojsku to zła motywacja i poświęcanie mnóstwa czasu na rzeczy, które można było osiągnąć łatwiej i szybciej*). Metoda Kocha to jedynie sposób przyswojenia dźwięków, by wyrobić odruch, co my z tym odruchem zrobimy potem, to inna sprawa. Można ten odruch zbudować tak, by ostatecznie bezbłędnie zapisywać teksty.

Są tu jednak różnice - doświadczony brytyjski radiotelegrafista zapisywał grupy z opóźnieniem - dzięki ćwiczeniom z użyciem czegoś w rodzaju metody Kocha odbierał w głowie, a następnie już po odebraniu dwóch lub trzech znaków, zaczynał je zapisywać na maszynie. Ostatecznie tacy ludzie po zakończeniu drugiego etapu kursu zapisywali grupy szyfrowe na maszynę w tempie 28WPM, egzamin wstępny do GCHQ zakładał taki zapis w tempie 25WPM, a preferowani byli ci, którzy potrafili to zrobić w tempie 30WPM. Zapis na maszynie zakładał zapamiętanie przynajmniej dwóch kompletnych grup szyfrogramu, by zdążyć przeciągnąć wałek dźwignią na początek każdego wiersza. Takich ludzi w wojsku polskim nie było zbyt wielu, bo naukę z opóźnionym zapisem wprowadzono dość późno - praktycznie u schyłku powszechnej nauki telegrafii. A tymczasem w holenderskiej V.B.S (szkole łączności) Królewskiej Armii uczono tego od bardzo dawna. Kto nie wierzy, niech przeczyta wspomnienia, które napisał Arie van de Ruit.

Właśnie dlatego uważam, że przy nauce amatorskiej nie wolno absolutnie wzorować się na kursach z polskiego wojska. Bo skończy się na zniechęceniu, zdemotywowaniu, a ostatecznie cel będzie gorszy, niż przy nowszym szkoleniu.

SP4JFR już to potwierdził w praktyce w swoim wpisie wyżej:
    sp4jfr pisze:

    W czasie mojej nauki odbioru słuchowego nie mogłem korzystać z PC, bo takich wtedy jeszcze nie było. Ale udało się to opanować jeszcze przed służbą i służąc w wojsku biłem na głowę wyszkolonych metodami "zupackimi" starszych służbą "towarzyszy broni".
    Marcin, pisz dalej. Motywuj koleżanki i kolegów do nauki.


Jedyny plus wojska jako miejsca, gdzie się można było nauczyć telegrafii jest to, że nigdzie indziej nie było takiej regularności i nie można było na to poświęcić tyle czasu, co właśnie w wojsku.

Efekt polskiej "motywacji" wojskowej widzę, gdy przy osobie z rodziny muszę zakładać słuchawki, gdy chcę posłuchać tego, co nadają ludzie z kółeczka telegraficznego (Ewa, Bogdan, Kazik, Kuba, Tomek). Muszę założyć słuchawki, bo inaczej ta osoba się niesłychanie denerwuje. To znaczy, że coś nie tak było z tą nauką. Albo z całą jednostką jako taką (co na jedno wychodzi).

Dziś nie możemy poświęcić tyle czasu, poza tym nikt nigdy nie będzie już używał telegrafii na polu bitwy, gdyż emisja ta nie ma żadnej wartości w obecnych środkach łączności bojowej. Dziś liczy się tylko emisja cyfrowa i głos. Zatem amatorzy mogą z powodzeniem skorzystać ze zdobyczy psychologii oraz komputerów i uczyć się w sposób, który daje dostateczny efekt przy minimalnym wysiłku.

*) - powyższe powiedziało mi dwóch specjalistów, z których jeden jest wykładowcą w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej, jest naukowcem zajmującym się percepcją. Drugi jest lekarzem neurologiem, a jednocześnie pasjonują go sprawy związane z odruchami i automatyzmem mózgu.


  PRZEJDŹ NA FORUM