Radiostacje na polskich statkach w latach 60-tych Co piszczało w kabinie radiooficera 50 lat temu? |
Chciałbym nieśmiało zaproponować zmianę podtytułu tematu z "Co piszczało w kabinie radiooficera 50 lat temu? " na inny, np. Co piszczało w pomieszczeniu radiostacji na statkach 50 lat temu? Dlaczego? Na pytanie postawione w podtytule stary radiooficer najprawdopodobniej odpowiedziałby, że można było usłyszeć skrzypienie koi lub szotu w większy sztorm. Mianowicie dlatego, że kabina radiooficera była jego kabiną mieszkalną i nie było w niej sprzętu łącznościowego. Była ona czasami w bezpośrednim sąsiedztwie pomieszczenia radiostacji. Zdarzało się jednak, że kabina radiooficera była o jeden pokład niżej niż radiostacja. Na opis miejsca gdzie był sprzęt używano określenia pomieszczenie lub pomieszczenia radiostacji gdy było ich więcej niż jedno. Potocznie mówiło się krótko radiostacja. Tak więc radiostacją było zarówno pomieszczenie radiostacji z wyposażeniem jak i znajdujący się tam zestaw odbiornik - nadajnik. Radiooficer słownie był tytułowany krótko "radio" lub rzadziej "pan radio" a w piśmiennictwie używano ang. skrótu r/o. Reasumując r/o pracował w radiostacji (i to jest przedmiotem tematu) a wypoczywał w swojej kabinie (kabinie radiooficera) i tym się nie interesujemy. Przy okazji wspomnę, że w większości w polskiej flocie handlowej dominowała organizacja, tradycja i spolszczona terminologia z floty brytyjskiej. W żadnym wypadku na nazwanie jakiejkolwiek kabiny nie używano pochodzącego z języka rosyjskiego określenia "kajuta". Używali go żeglarze śródlądowi i morscy żeglarze przybrzeżno - szuwarowi. Język tych żeglarzy w całości mocno odbiegał od języka we flocie handlowej. Franek R./SP4FR, ex SP2GEC |