Antena KF nad żelbetowym dachen a nad ziemią
... siedzimy przy stole, Rysiek, Stasiek i ja
po dłuższej ciszy słychać głos Staszka...no i co?
... 'zreflektowałem' się szybko i odpowiadam...ano nic... stawiając jednocześnie na stole flaszkę czystego rektyfikowanego spirytusu z etykietą alkohol val. 98%
Rysiek postawił na stole trzy szklanki i napełnił żółtkiem z fermowego jaja
mój grymas na twarzy, nie do flaszki lecz do jaja nie został zauważony... polałem do wysokości meniska wypukłego żółtka...
.... no to 'siulim' odezwał się Rysiek... wypiliśmy i 'przełkneliśmy', skupiając się nad miłym efektem rozpływającego się żółtka po gardle... Staszek nie wypił
kolejna porcja i kolejna...
Rysiek zapytał kierując w stronę Staszka...a ty co?... Staszek odpowiedział... jak wypiję to umrę
Oh żebyście widzieli jego wyraz mordy... tak mordy... twarz stracił już wcześniej
... nie da rady, ja jeszcze nigdy...nigdy... kolejne słowa nie przechodziły mu przez gardło
polałem następną kolejkę... a może jednak, może choć raz... zapytał Rysiek
... nooo dooobra i gwałtownie przechylił szklankę... wykrzyknikwykrzyknikwykrzyknik... ty zobacz on się dusi on umiera... wydarł się Rysiek
... złapałem stojącą na stole 'plasickową' butelkę 'cocacoli' i na siłę wsadziłem w niewypażoną mordę Staszka... wypił połowę...
widzę, że wraca do życia więc 'odfuknołem' Ryśkowi... nie dusi, tylko pić mu się chciało...
...
...
Po zakończonej 'imprezce' spokojnym głosem pytam Staszka... nooo i jak było?... 'odfuknął' w pijackim bełkocie... suuupeeer...to co? powtórzymy... chętie ale 'beeezemie', muszę trochę naaad tym poprasować...


Andrzej
p.s. imiona moich kolegów są w tym przypadku przypadkowe.


  PRZEJDŹ NA FORUM