[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem
Taki mały projekt z przymrużeniem oka
Burza z Burzenina

Jak ten czas zasuwa - pomyślałem, gdy spojrzałem na kalendarz. To już wyjazd. Myślałem, że namówię starego na Burzenin, ale on nie chciał, bo QRP go zbytnio nie interesuje, a poza tym to ile można pić? Powiedziałem mu, że nic nie musi, ale fajnie byłoby pojechać. Ludzi zobaczyć, posłuchać, zobaczyć różne konstrukcje, pogadać z konstruktorami. Przecież zrobił modernizację swojej samoróbki, pochwaliłby się, może coś nowego by mu podsunęli do zrobienia? Obok jest rzeka, na spacer też z mamą może pójść. Ale nie. Nie chciał i już. No dobra, to pojedziemy sami.
Wszystko początkowo zdawało się sprzysiąc przeciw nam – dziecię lekcji nie odrobiło, musieliśmy czekać, aż odrobi. W drodze wpakowaliśmy się w paskudny korek na autostradzie, na szczęście zjechaliśmy na Mszczonów. Potem jeden postój z powodów fizjologicznych i drugi z powodu pospolitego głodu. Całe szczęście, że coś mnie tknęło i jeszcze przed wyjazdem dodzwoniłem się do jednego z organizatorów, który powiedział mi o tym, że jeśli przyjedziemy późno, to stołówka już będzie zamknięta. Cholera jasna – pomyślałem. Do tego zadzwonił ojciec, który ostatnio ostro walczy z upartą elektroniką – prawie pół godziny mu tłumaczyłem działanie kilku układów, ale w końcu załapał i odetchnąłem ze spokojem. Na miejscu byliśmy już po ciemku, na szczęście kolacja ma na nas czekać. Cieć otworzył szlaban, wjechałem i nawet udało się znaleźć przedostatnie miejsce parkingowe. Diabli nadali - zapomniałem latarki.
Poszedłem do organizatorów, a ci se ze mnie żartują, że miejsca nie ma. Orzeszku rwany w lesie, o co chodzi! Na szczęście to tylko jeden z pospolitych żartów – poszedłem do pokoju, odebrałem klucz i zapakowaną kolację, za którą wiszę piwo takiemu jednemu w fioletowej koszulce. Do dziś mu wiszę, bo nie dałem rady wyjść, by się zaopatrzyć.
Zjedliśmy kolację, wziąłem dziecię i poszliśmy na spacer, by obejrzeć wszystko, co jest w ośrodku. Na piętrze akurat jeden z kolegów robił łączności na stacji klubowej, gardło mu wyschło i koniecznie chciał, by ktoś ponawijał za niego. Siadłem do mikrofonu, kilka łączności zrobiłem, ale niestety trzeba było iść spać. Pożegnałem towarzystwo po drugiej stronie anten, zmiana operatora. Godzinę później zadzwonił stary i mówi:
- co tam jest w tej stacji? Sygnał macie solidny, ale nie słyszę, by tam coś mocniejszego pracowało, po uj oni marudzą?
- normalny Icom, na bosaka, w3dzz za oknem do drzewa i latarni wisi, jacy oni, o co chodzi?
- a bo jeden taki na forum marudzi, że wy ze stoczterdziestki nadajecie. Tłumaczę mu, że tam nie ma niczego takiego, bo chłopaki by się pochwalili, ale głupi nie wierzy. Lepiej by o antenach poczytał.
Tu zaczęła się długa litania różnych epitetów adresowanych do znanego forumowego marudy. W końcu przerwałem mu wywód i powiedziałem, że sam może mu dać odpór. Powiedziałem również, że dziecię się położyło i już powinno spać. Chyba się uspokoił i powiedział dobranoc.
Awantura na forum nie dawała mi jednak spokoju. Pomyślałem, że wszystko przez tego starego, bo gdyby tu był, to sam by coś odpisał z komórki, co najwyżej złapałby ostrzeżenie za zbyt bezpośrednie stwierdzenia. Zaglądam na forum, widzę, że dyskusja się już nieźle rozkręciła. Stary na bank dostanie ostrzeżenie – za trzy, dwa, jeden, start!
Nagle dziecię, które miało już dawno spać, powiedziało całkiem przytomnym głosem:
- Tatusiu! Dlaczego oni na forum piszą, że tu jest wielkie radio? Ono było takie zwykłe.

A ja myślałem, że o antenach do łączności po kraju będę mówić dopiero następnego dnia…


  PRZEJDŹ NA FORUM