[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem
Taki mały projekt z przymrużeniem oka
Podsumowanie
Było to tak. Rano towarzystwo kontestmanów zapowiedziało się na przyjazd. Ja tego telefonu nie słyszałem, bo w okresie wakacyjnym śpię do południa i ogólnie jestem człowiekiem drugiej zmiany. Dzień był słoneczny i zapowiadał się leniwie. Tata rano podlał trawę. Tuż po obiedzie poszedłem do chatki i zabrałem się na słuchanie tego, co się na pasmach dzieje. Za chwilę miała przyjechać młodzież, bo później zaczynały się zawody. Zdziwiłem się, że ojciec nie zapisał tych zawodów w kalendarzu – to do niego nie było podobne. Pomyślałem, że widocznie były mało znaczące i kolejny raz „wyciągać z wody” nie będzie. Ponieważ burmistrza gminy miejsko-wiejskiej Władysławowo zna osobiście, nie musi dodatkowo brać udziału w zawodach z okazji jego imienin. Niewiele myśląc, podłączyłem dookólną antenę do transceivera, odpaliłem komputer, zajrzałem na dxcluster, aktywność niewielka ale coś było – akurat dla dzieciaków. Towarzystwo zaczęło się zbierać, przyjechał Maładiec i zaczęła się normalna aktywność klubowa.
Nagle w bramie pojawił się miniwan, z którego wysiadło pięciu kolegów. Droga musiała być bardzo ciężka, bo towarzystwo wydawało się nadzwyczaj zmęczone. Przywitali się wylewnie z ojcem, jeden z nich poszedł po coś do samochodu, a reszta poszła w kierunku pola antenowego. Fakt, nasz nowy aluminiowy maszt do małego stackera prezentuje się okazale. Ojciec pokazał spaloną całkiem przyczynę przerwy w RUNie na zawodach, pokazał nową skrzynkę z dopasowaniem verticala, towarzystwo obejrzało z błyskiem w oku naszą dumę – dużego stackera na 20m i poszli do chatki. Chwilę potem dołączył do nich jeden z deiksmanów, niosąc ze sobą flachę. Wprawnym ruchem odkręcił zakrętkę od półlitrówki i tubalnym głosem powiedział:
– Gdzie są szklanki? Trzeba uczcić dobry wynik w zawodach! Młody też się napij, nie będziemy ci żałować, cała skrzynka jest w bagażniku. Autostrada z SP2 była za darmo, to zaoszczędziliśmy i można było kupić. Strategię na przyszły rok też trzeba obgadać.
W ojca jakby piorun strzelił. Zabrał butelkę, zaczął się rozglądać na boki. Stół? Nie… Szafka stalowa? Nie… Będzie śmierdziało. O radio… też nie, szkoda radia. Wyszedł na zewnątrz i zaczął syczeć. Jak petarda, zanim wybuchnie.
- Wy takie jessssteśśśście wódczane nienassssycone ssssmakosze? Pijaki! Ja wam dam ssstrategię! Do klubu zzz wódą? Gdy ja dzieciaków mam i pokazujemy im amatorsssskie radio? Wssadźcie sobie tę flachę do bagażnika albo sssami sssobie wypijcie! Ale nie tu! W otwartym klubie picia nie-bę-dzie!
Prask! Rozbił flachę o cienki maszt od jednej z anten na WARCe. Całe towarzystwo i moja mama też, wszyscy krzyknęli jednocześnie:
- Co ty robisz!
Z drzwi wychylił się Maładiec i powiedział:
- Nie drzyj się tak, bo VOX mi włączasz, a robimy Nową Kaledonię!
Zebrałem resztki szkła, wrzuciłem do kosza. Podszedłem do otwartego vana i zaglądam do bagażnika – faktycznie jest wódka. Nawet dwie skrzynki, ale w jednej brakuje trzech butelek. Najwyraźniej zaprawione w bojach towarzystwo na dobry początek doprawiło się dwiema flaszkami już w samochodzie i tutaj chcieli się napić więcej. Skończyło się na tym, że pojechali do motelu prowadzonego przez naszego znajomego i tam chlali do wieczora. Mama im też powiedziała coś do słuchu, bo położyli uszy po sobie i odjechali. Ojciec poszedł na piechotę, bo to niedaleko. Wrócił nad ranem, odrobinę zmechacony. Tak pracowicie omawiali podsumowanie zawodów.
Towarzystwu było najbardziej żal tej jednej półlitrówki. Chociaż dla nich to jak dla byka kartofel, ale zawsze coś by było. Mama była smutna – wódka wylała się na lawendę, którą ona tak bardzo lubi. Tata do dziś nie może im odpuścić tego, że chcieli pić przy dzieciakach w klubie.


  PRZEJDŹ NA FORUM