[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem
Taki mały projekt z przymrużeniem oka
Codziennie trochę trudno, ale co jakiś czas - się da!

Własna energia
Sprawa energii elektrycznej nie dawała nam spokoju. Pomysł elektrowni wodnej już rozważaliśmy, ale istniejący jaz jest zbyt daleko, budowa nowego to ogromne koszty, uzyskane piętrzenie będzie mniejsze niż 2m, tam jest płasko, więc ciężko byłoby zrobić sensowny zbiornik. Nawet czeska turbina Archimedesa nie miałaby sensu, w tych warunkach uzyskalibyśmy nie więcej niż kilkanaście kilowatów. Do tego cała procedura, podatki, pozwolenie wodne, decyzje administracyjne – nie opłaca się. Nie w tym kraju. Tu nawet wody nie ma.
Ojciec jednak przy rozważaniu różnych pomysłów zbyt mało szwędał się po internetach. Kiedyś znalazłem opis niewielkiej własnej elektrowni, wykorzystującej zgazowanie drewna. Nawiązałem kontakt z tym wynalazcą, a potem pojechałem z ojcem do dwóch leśniczych w okolicy, policzyliśmy ile będzie kosztować drewno, z mężem Ewki usiedliśmy do planowania, a potem do realizacji. Projekt się spinał finansowo, dając nam docelowo niedużą nadwyżkę.
Chłopaki z biura projektowego, w którym pracuje Ewka, opracowali dla nas generator do zgazowania drewna z automatycznym podajnikiem śrubowym, pochodzącym chyba od jakiegoś starego kombajnu. Nasz generator prądotwórczy ma możliwość takiej rozbudowy, by dołączyć napęd z drugiego silnika, rozłączając przy tym diesla. Prądnica ma solidny zapas mocy, automat do kompensacji mocy biernej mamy od dawna, odkąd założyli nam licznik, który złośliwie wszystko zlicza i potem trzeba by było za to płacić. Objeździliśmy z przyczepką szroty samochodowe i udało nam się tanio znaleźć dwa potężne amerykańskie v12 w idealnym stanie. Redukcja pasowała idealnie. Po drobnych pracach budowlanych przenieśliśmy nieco generator, przez ścianę wprowadziliśmy krótki przewód doprowadzający gaz, dołączyliśmy silnik chevy do systemu chłodzenia, założyłem czujniki czadu. Drobne naprawy, przystosowanie do ciągłej pracy, testy, aż w końcu nadeszła chwila prawdy – okazało się, że wszystko świetnie działa na drewnie. Może nie osiąga pełnej mocy, ale do naszych potrzeb – starcza aż nadto. Sąsiad nam to drewno przywozi traktorem, ojciec zrobił sprytną wciągarkę z chwytakiem, mamy rębarkę, która rozłupuje to na kostki, a te kostki same potem spadają przez lej do podajnika. Ładowanie raz na dwie doby, generator pracuje cały czas, z krótkimi przerwami na konserwację. Na półce obok innych segregatorów pojawiły się procedury pracy generatora. Jakby mało tych papierów było!
Zakład energetyczny marudził, utrudniał, ale z pomocą zaprzyjaźnionego prawnika przewalczyliśmy i to. Mamy mały zakład produkujący energię elektryczną z certyfikatem dla źródeł energii odnawialnej. Kosztowało sporo, ale po raz pierwszy nasz generator przynosi pieniądze, a do tego wydziela ciepło. W sezonie zimowym będzie ogrzewanie za darmo, ciepła i tak wystarczy, również na pracę sąsiedzkiej bimbrowni. Latem starczyłoby nawet do grzania wody w basenie. Basenu nie mamy, ale jeden ze wzmacniaczy ma wodne chłodzenie, trzeba będzie coś na ten temat kiedyś pomyśleć.
Stary jest bardzo zadowolony z tej konstrukcji. Pierwszy raz głupia czerwona diodka w liczniku nie miga wściekle, gdy klub staje na CQ w zawodach. Sąsiad nabrał takiej wprawy, że produkuje bimberek pierwsza klasa. Do tego na pierwszy rzut oka nie widać, do czego służą poszczególne rury destylarni. W dokumentacji zostały opisane jako układ recyrkulacji gazów z systemu chłodzenia reaktora zgazowania drewna. A mama jest zadowolona, bo nie musi czekać, aż terma nagrzeje wodę.
To się nazywa sukces. Pozostał tylko niesmak – nie po bimberku, ale po spotkaniu kontestmanów, którzy nawiedzili nas tuż przed moim wyjazdem na urlop nad morze.


  PRZEJDŹ NA FORUM