[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem
Taki mały projekt z przymrużeniem oka
JUTRO zawody, a zatem....

Niech moc będzie z wami

W końcu uporaliśmy się z problemami z zasilaniem, dojarką sąsiada i paliwem, które dwa razy uzupełnialiśmy. Nawet niespodziewany nalot nie zepsuł nam nastroju. Po ostatnich sprawdzeniach ojciec w końcu odpisał wszystkie czeklisty i czekaliśmy jak na szpilkach na początek zawodów. Punktualnie o 12 GMT wystartowaliśmy, odpaliliśmy CQ z makra i jedziemy. Poszedłem do bunkra, jak nazywamy pomieszczenie wzmacniaczy mocy i agregatów. Obejrzałem wskazania amperomierzy. Prądy w normie, wzmacniacz-potworek na dwóch GU78B pracuje jak trzeba, pełną mocą. Wszystko OK, wróciłem do chatki i słucham dalej. W tym roku przypadło nam pasmo 160m, także łączności na początek nie będzie zbyt wiele. Stary nie lubi dolnych pasm, ale mimo to jest w swoim żywiole, bo to jego ukochana telegrafia. To znaczy już nie tylko jego, bo jakoś mi też się ta emisja spodobała. Leci CQ, pierwsze łączności spokojnie wchodzą do logu. Ktoś kiedyś powiedział, że 160m to dżentelmeńskie pasmo i coś w tym jest. Atmosfera wręcz uspokajająca w porównaniu do pogoni i przepychanek na dwudziestce. Ewka trochę gadała na ultrakrótkich z chłopakami, którzy z anteną wleźli na Giewont, włączyła ekspres i zrobiła nam kawę. Potem usiadła do komputera i kontroluje spływające logi, koordynuje na mircu komunikację, przypominając nam o przeciąganiu ciekawych mnożników na kolejne pasma. Oczywiście to robimy. Gdy oblecieliśmy solidny, wręcz przeciwpancerny sygnał jankeskich kontestowych maszyn K1ZM, WK1Q, czyli K1TTT, K1EA oraz prawdopodobnie wynajętej na zawody VY2TT, stary zrobił Japończyka turystę, który nadawał z jakiejś wyspy i natychmiast mu zaproponował QSX 3535. To samo zrobił ze stacją z Alaski, mimo to, że przez ostatnie 10 lat nie było w Polsce nikogo, kto zrobiłby takie QSO na 80m. Niemniej to jest elementarz i trzeba chociaż spróbować. Ogólnie mamy niezłą zabawę, całe początkowe napięcie opadło, wszyscy jakoś tak spokojnie działamy. Magia top bandu? Coś w tym jest.
Nagle pstryk i pisk alarmu – zadziałało zabezpieczenie w dopalaczu, coś się stało z anteną lub wzmacniaczem. Pomyślałem, że pewnie padł przełącznik albo lampa zaliczyła strzała. Już raz to ćwiczyliśmy przy ruskich zawodach. Nic dziwnego, gdy się wyciska siódme poty z lamp. Ojciec już zaczął załączać rezerwowy wzmacniacz. Procedurę miał na kartce obok, zaczął odczytywać kolejne punkty.
Zaniepokoił mnie jednak podejrzany swąd dymu. To chyba z zewnątrz.
- Nie ma dymu bez ognia, weź gaśnicę – powiedziała Ewka.
Wziąłem taką małą, pięciokilową i wychodzę, a tu spod głównego verticala na 160m żywym ogniem zieje, fajerwerki lepsze niż na sylwestra, dym jak diabli. Zaczęło się palić w całkiem niezłym stylu. Kolumna dymu pod niebo. Tą gaśnicą to można co najwyżej popsikać, równie dobrze mogłem polać to kubkiem kawy, efekt taki sam. Zaczęła się palić trawa. Strach co będzie, gdy zajmie się siano obok. To będzie pożar jak cholera, na pół wsi, bo obok stodoła.
Ekipa wybiegła z chatki, ojciec jak usłyszał o pożarze, to wyłączył wysokie napięcie i już chciał zadzwonić po ochotniczą straż pożarną z sąsiedniej wsi. Niestety stopiło także linię telefoniczną. W końcu zadzwonił z mojego smartfona, z którego tuż przed awarią wpisywałem kolejny post na forum.
Anteny uziemiłem, zawołałem towarzystwo, wziąłem duży kubeł, z mężem Ewki przynieśliśmy jeszcze balię i zaczęliśmy zalewać ten pożar wodą. Udało się nam go przygasić zanim przyjechali strażacy, zresztą znajomi. Od dawna serwisujemy im radiostacje. Podjechali z fantazją na sygnałach, obejrzeli i najpierw nas strasznie objechali, że my to gasimy wodą i nie sprawdziliśmy, czy prądu tam przypadkiem nie ma.
Tak nie wolno! Niebezpieczne!
Przynieśli próbnik napięcia, sprawdzili, ugasili do reszty. Na szczęście siano się nie zajęło, tylko trochę trawy, trzy większe krzaki i ta nieszczęsna skrzynka. Powiedzieli po chwili, że pewnie piorun strzelił, bo to tak wygląda. I w ogóle to solidna ta nasza skrzynka z prądem. Jakby walnęło w taką plastikową, to jeszcze gorzej by było, wszystko się wtedy topi i pali.
Co prawda, to prawda – skrzynka solidna, cewka z grubej rury miedzianej, srebrzonej, wielki kondensator próżniowy, luty srebrne, złącza grube, całość połączona z uziemieniem jeszcze grubszą bednarką. Ale żeby się tak zapaliło? Rozumiem, że para GU78B to solidna moc, ale żeby aż tak?
W końcu Ewka odkryła przyczynę pożaru – do środka wlazły polne myszy i zrobiły zwarcie.
Kto by pomyślał…
Strażacy napisali, że pożar powstał od pioruna mimo poprawnej instalacji odgromowej. Daliśmy im butelkę nalewki na pigwach i pojechali.
Na ten czas RUN przejęła stacja rezerwowa. Pół godziny później uruchomiliśmy się z rezerwowej anteny drutowej, ale to już nie było to samo. Poszedłem do warsztatu kombinować nowe dopasowanie tego verticala. Wolę to niż bluzgi starego. Ojciec dopisał następny punkt do czeklisty – sprawdzić obecność myszy we wszystkich skrzynkach. Pomyślałem, że w tych zawodach chyba sporo niespodzianek nas jeszcze czeka.

A czy ty, deiksmanie, sprawdziłeś, czy nie masz myszy w skrzynce dopasowującej główny vertical?


  PRZEJDŹ NA FORUM