[PZK] Szkolenie mlodzieży
Forumowy specjalista od rozmydlania wątku i przypinania łatek znowu usiłuje odejść od tematu. Dzięki MRD.

Ja natomiast chciałbym wrócić do szkolenia młodzieży - a dokładniej (na początek) do tego od czego wielu z nas zaczynało - do nasłuchowców.

Przez wiele lat wydawało mi się, że to naturalny początek każdego krótkofalowca. Idąc dalej - nadal uważam, że z nasłuchowców wyrastają najlepsi operatorzy. Pojawia się jednak pytanie - czy bycie nasłuchowcem jest na tyle ATRAKCYJNE dla adeptów krótkofalarstwa, że chcą to robić. Czy przy łatwości uzyskania pozwolenia ma to jeszcze jakiś sens?

Dawno dawno temu było tak, że człowiek bez znajomości telegrafii mógł mieć co najwyżej dwójkę - uprawniającą go do pracy wyłącznie na UKF. Jeżeli młody człowiek robił taką dwójkę, to znajdował się w trudnej sytuacji - sprzęt był trudny do skonstruowania, demobilowy nie był łatwy do zdobycia a nawet jak był - to nie było syntez, więc trzeba było szukać kwarców...
Posiadacz jedynki był w dużo łatwiejszej sytuacji. Poskładał homodynę na 3,5, do tego jakiś nadajniczek - i był w eterze.
Ale żeby opanować CW trzeba było słuchać. Dużo słuchać. Nie było komputerów uczących nas morse'a a jedyna czarna płyta z kursem CW (wydana przez PZK) była totalnie zajechana... Pamiętacie ją jeszcze?

Droga nasłuchowca była zatem rzeczą naturalną.
Dzisiaj, gdy egzamin zdaje się łatwo,radia są tanie a konstruują tylko pasjonaci (i w zasadzie nikt z przymusu) - bycie nasłuchowcem jest rzeczą mało atrakcyjną i budzi wątpliwości. Co gorsza wielu krótkofalowców nie chce wysyłać im kart...
Z drugiej strony - statystyki pokazują, że kto przeszedł tą drogą zwykle jest co najmniej dobrym operatorem.

Powstaje zatem pytania:
Czy w szkoleniu należy skupiać się na nasłuchowcach?
Czy w ogóle brać ich pod uwagę?
Jeżeli tak, to co można zrobić, żeby bycie nasłuchowcem było ATRAKCYJNE.

Mac
mrn


  PRZEJDŹ NA FORUM