Gdy SSB nie może tam CW dotrze...
Dla nas dalekopis na 118-ce to był horror. Wtedy były czeskie "Dalibory", takie z paskiem drukującym litery, później dopiero zaczęto się przymierzać do arkuszowych z NRD-owskiej firmy RFT.
W 60-tych latach jak służyłem, to nie było ograniczeń czasowych posiadania niższej klasy przed podejściem do kolejego egzaminu, ale egzaminy w 33BŁ organizowano raz do roku i choć w 1966 pół roku przed wyjściem do cywila mieliśmy taką okazję, to ja się nie odważyłem, spróbowałem dopiero w cywilu pracując w tym zawodzie, chyba to był rok 1972.
A wogóle to ja dopiero w wojsku poznałem alfabet Morse'a, przedtem nawet nie byłem harcerzem, a oni to chociaż kropki kreski w tym znali. Ale może to i lepiej, bo nie uczyłem się kropek i kresek, tylko krótkich i długich sygnałów dźwiękowych, bo ci znający kropki i kreski często mieli ogromne problemy z nauką odbioru chociaż graficznie alfabet Morse'a znali.
A uczono nas też i rano i po obiedzie, ale to od samego wcielenia do jednostki. Codziennie rano było 2 godziny musztry i innych zajęć typowo wojskowych, potem 4 godziny sala z aparaturą audio, obiad, 2 godziny sala audio i od 17-ej czyszczenie broni, porządki na kompanii i kolacja. Po kolacji wolno było pooglądać czarno-białą TV i wieczorny apel, a potem "lulu" czasami przerywane ćwiczebnym alarmem, często fałszywym byle tylko poderwać ludzi ze snu, he, he!
Do przysięgi oczywiście kilku z nas miało telegrafię opanowaną na poziomie 8-10wpm, a nas było trzech co 12wpm odbierali.
Ja zaraz po przysiędze pojechałem na 5 dni nagrodowego za bezbłędny odbiór po 2 miesiącach nauki tempa wymaganego na klasę, czyli 12wpm(dwa telegramy 50-cio grupowe). Jeden błąd dsykwalifikował kandydata, a obiecał to przed podejściem porucznik, który był kiedyś mistrzem WP w telegrafii na kluczu sztorcowym i sam nam te 2 telegramy nadał.
Ale jak on to cudnie nadawał, to się wierzyć nie chce, jak "El-bug-iem". Nazywał się chyba Półrolczyk, imienia nie pomnę.
Jak sprawdził nasze zapisane kartki, to kazał nam czekać, do klucza posadził dobrego w te "klocki" kaprala, a sam wyparzył z sali i za 20 minut przyniósł mi rozkaz wyjazdu podbity przez d-cę batalionu.
To była uciecha! Grzałem do pociągu jak napalony, z Głębokiego na Dworzec Szczecin Gł. tramwajem wydawało mi się, że wlokłem się 2 godziny, a to było zaledwie około 15-20 minut, hi!
Dziś to już historia starożytna, ale jak się te wspomnienia obudzą, to się łezka w oku kręci, tak, tak! oczko


  PRZEJDŹ NA FORUM