[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem
Taki mały projekt z przymrużeniem oka
Majówka w Rublówce
Raz do roku w kraju odbywa się duży zjazd miłośników radia, na zieloną trawkę przyjeżdżają i wielcy DX mani, i ci trochę mniejsi, a także ci, którzy traktują radio jako fajną rozrywkę. Zbieg okoliczności sprawił, że w ten sam weekend były dwa zjazdy – pierwszy w Polsce, na styku trzech województw, a drugi – w Rosji, w Rublówce pod Moskwą. Ojciec nie chciał się w ogóle ruszać z domu, ale przyjął jednak zaproszenie od kolegi Wasilija R0DX na majówkę przy Rubliowskoje Szosse. To w ramach przyjaźni z Sojuzem Radioliubitielej Rossiji. Z Wasilijem poznali się jeszcze w czasach chicagowskich. Wasilij dzwonił wiele razy, przegadali po rosyjsku niejeden wieczór na czternastce i najwyraźniej dwie dusze radiowe się dogadały. Mimo granic i tej polityki, która z każdego kąta wyłazi. Ojciec miesiąc wcześniej przygotował przesłane przez Wasilija papiery, pojechał do ambasady i w try miga załatwił wizę. Zadziwiająco sprawnie to wyszło. Pewnego dnia odwiozłem go na Okęcie, a kilka godzin później obróciłem właściwą antenę na wschód i rozmawialiśmy.
- Tato, a jak tam wygląda radioshack?
- Zrobili dwie wieże tak ponad osiemdziesiąt metrów. Na pierwszej duże pełnowymiarowe grabie na osiemdziesiątkę, na drugiej na topband, na odbiór róża wiatrów Beverage'a co dwadzieścia stopni. Na drugiej wieży oprócz topbandowych grabi wisi osiem elementów na siódemkę. Na czternastkę monobander 9 elementów. Na dwadzieścia jeden szyk czterech po osiem. Do tego wszystkiego szerokopasmowo zestaw dwudziestu rombowych, w tym dwie duże stałe na USA i Japonię. Na dziesiątkę szyk sześć po dziewięć, a dla dzieciaków jeszcze jakieś mniejsze pojedyncze grabie. Kilka wertikali w rezerwie plus kwadraty na WARCe. I bardzo wygodny klucz. Na odbiorze mam topowego Elecrafta i dwa komputery SDRy, do tego odbiór zbiorczy na dwa odbiorniki. W shacku obok stoją dopalacze, GU43 w driverze, PA na kaloszu.

Przysiadłem. Tego się można było spodziewać, ale zawsze to robi wrażenie. Tata opowiadał dalej. Z lotniska podobno dowieźli go Rolls Roycem Michaiła, a potem pojechali na spotkanie do kol. Poliewoj, wielkiego pasjonata DXingu, a zarazem gospodarza najsłynniejszych imprez towarzyskich w Rublówce. Nagle usłyszałem, że kolega Rosjanin przyszedł i powiedział do taty coś o klastrze. Usłyszałem też, że najpierw po kielonku za propagację, a patom rabotajem. Pożegnaliśmy się, a ja poszedłem na kolację. Ja nie wznosiłem z nimi toastu, więc u mnie propagacja będzie byle jaka – pomyślałem. Tak też było.

Następnego dnia tata zadzwonił i powiedział, że właśnie jedzie na lotnisko. Jeden z kolegów Wasilija załatwił transport swoim prywatnym odrzutowcem na lotnisko Lublin. Wystraszyłem się, bo takie rzeczy nie zdarzają się bez powodu. Ojciec powiedział tylko: trzy pięćset dwadzieścia, CW, azymut płn wschód. Rozłączył się, bo podobno Bentley już czeka.
Odblokowałem hamulec, załączyłem obrotnicę, przekręciłem antenę, przełączyłem wejście, ustawiłem odbiornik i słucham. Wśród szumów i zakłóceń słyszę ślady słabiutkiego sygnału telegraficznego, który nadaje CQ. Zgłaszają mu się rosyjskie stacje. Szybko nadaje. Kombinuję z filtrami, próbuję na Beverage'u na wschód, ale słabo słychać. Sygnał trochę dziwny, bo ćwierka, w znaku ma pięć jeden i A. Cyfry jeden też nie jestem pewien – za słaby sygnał a tamten gościu nadaje zbyt szybko dla mnie. Słucham dalej.
Po tatę pojechała moja kobieta, a ja siedzę przy odbiorniku i próbuję coś usłyszeć, ale pile up robi się coraz gęstszy. Pojawiają się stacje amerykańskie, japońskie, ale podejrzanie szybko znikają. Nadal nic z tego nie rozumiem. Amerykańskie stacje znikają? Rosjanie przecież uczestniczą w amerykańskich zawodach i odwrotnie. Dziwne. Słucham dalej. Dziwię się, dlaczego ten operator nie przechodzi na split. Na DX Clustrze znowu jakiś Włoch sobie robi jaja. Mało im było 14.195 i teraz się przenieśli do Internetu? O tempora, o mores!
Tata pierwsze kroki skierował do chatki, wygonił mnie sprzed głównego odbiornika, skorygował antenę na 53 stopnie i kazał załączyć wzmacniacz. Ten duży. Chwilę potem uparcie zgłasza się ze swoim znakiem. W przerwie wyjaśnia:
- Synu, tu się dzieje prawdziwa historia ruchu radioamatorskiego. W ramach święta północnokoreańskiej armii, na pasmach pojawił się pierwszy radioamator w historii tego kraju. Ma licencję na 20W input, tylko CW i tylko na paśmie 80m. Taką samą, jak ja miałem, gdy zaczynałem zabawę w radio za komuny, ale ja miałem dwa pasma. Na egzaminie pewno 25 grup na minutę jak w Chinach.
Aaa... no to wszystko jasne. Propagacja zaczyna się poprawiać i po dwóch godzinach męczenia wzmacniacza nazywanego potworkiem, w końcu skośnooki odpowiada znakiem mojego taty. Uff. Tylko co z tym jego dziwnym sygnałem?
Tata ma świetny humor. Wpisał do logu P5 na 80 metrach, a karta będzie do odbioru w wydziale kultury placówki konsularnej w Warszawie. Nadal jest nakręcony:
- On tylko na kluczu i ci nadwiślańscy fajansiarze to będą mogli sobie do gruchy napluć. Swojej własnej. A teraz to ja na tego łosia mogę jechać, ale przedtem idę spać. Jak chcesz to sobie zrób Koreańca, bo jemu nie wolno wołać ani USA, ani tej drugiej Korei. Teraz tłucze Chińczyków.

To mu ich jeszcze sporo zostało, pomyślałem.


  PRZEJDŹ NA FORUM