Radiostacje na polskich statkach w latach 60-tych Co piszczało w kabinie radiooficera 50 lat temu? |
Właśnie to mnie też uderzyło. Jako ciekawostkę dodam opinię o jednym z urządzeń. Otóż rosyjskim krótkofalowcom udało się niejednokrotnie pozyskać ze złomu nadajnik "Bark", używany jeszcze w latach osiemdziesiątych. Wspominają go tak: Miałem na statku nadajnik Bark. Wielki jak szafa, miał jedną lampę GU-74. Żre około 3 kilowatów, oddaje 350W. Turbina wentylatora wyje jak stado głodnych hipopotamów. A ile widziałem ubitych odbiorników we flocie! W pośpiechu ustawisz tę samą częstotliwość w nadajniku i odbiorniku, naciskasz na klucz i.. koniec. Gwarantowana bezsenna noc z lutownicą. Wesoło! Przydatność do celów amatorskich była dość ograniczona: A gdzie go można zastosować? Dzieciakom do klubu, jeśli mają tam trzy fazy 380V, a prądu nikt nie liczy... Tam będzie pasował. Przewinąć zasilanie, zrobić wzmacniacz na dwóch KT-907 i podpiąć do stopnia mocy. Niepotrzebną resztę rozebrać na części. Źródło jest tu, a mała galeria radzieckich odbiorników morskich jest tutaj. Obie strony w języku rosyjskim. Gdy porówna się osiągi nadajnika Bark i odbiornika Burun 1B z polską Mewą-2 i odbiornikami EKV, widać, że polska radiostacja kombinowana to była wręcz rewelacyjna konstrukcja. |