Co jeszcze piszczało w kabinie radiooficera 50 lat temu? Otóż piszczało a często grało i to koncertowo popularne w kraju urządzenie radiofoniczne. Był to radioodbiornik Pionier - pierwsza polska powojenna konstrukcja lampowego odbiornika radiowego z roku 1948. Pionier miał wiele zalet "morskich" - małe wymiary i waga oraz zasilanie uniwersalne z sieci prądu zmiennego i stałego. Łatwo mieścił się w worku marynarskim a na statkach budowy z lat 50tych bez problemu mógł być podłączony do statkowej sieci prądu stałego. Tak, taka była wówczas "moda" - na statkach rządził DC, Hi. Długie rejsy i postoje na redach sprzyjały życiu towarzyskiemu załogi na pokładzie. W niedzielne popołudnia pan radio zwykł był uprzyjemniać czas załodze wspólnym słuchaniem wiadomości z kraju. Zaczynało się od rozwieszania anteny drutowej nad rufową ładownią (bo to kawał pustej przestrzeni, na świeżym powietrzu i blisko wejścia do messy, gdzie były chłodne napoje a w tym marki żywiec lub okocim). Pierwsze komentarze i żarty załogi były o tym, że R/O będzie na tym drucie suszył gacie wyjęte z pralki frani. Jednak, gdy rozległy się pierwsze dźwięki czołówki audycji "Przy muzyce o sporcie" tłum załogi zagęszczał się w kilka chwil. Pionier doskonale odbierał sygnał Polskiego Radia na falach długich (227kHz). Nie bez znaczenia była antena (wertikal 646 m wysokości) w ośrodku nadawczym w Gąbinie i moc TX 2x1000KW oraz propagacja przy zachodzie słońca. Dobre raporty SWL pochodziły z Zat. Perskiej a nawet z okolic równika po obu stronach Afryki.
|