Radiostacje na polskich statkach w latach 60-tych
Co piszczało w kabinie radiooficera 50 lat temu?
    SP1NY pisze:

    Swoją drogą jestem ciekaw czy Marcin SP5XMI umieści choć cząstkę Twoich opowieści w swojej książce o R/O która właśnie pisze

Nie umieści. Umieszczam tam jedynie wspomnienia R/O (nie tylko polskich, żeby była jasność) oraz ludzi morza, którzy z radiooficerami pływali lub bezpośrednio współpracowali (czytaj: kapitanów, oficerów nawigacyjnych, mechaników, elektryków, C/E, operatorów stacji brzegowych, radiotechników na lądzie serwisujących urządzenia itp a nawet stewardów). Tej zasady się trzymam, by odsiać słynne swinging the lamp pochodzące od ludzi, którzy nie wychylili głowy za główki portu.
Nawet wśród tych wspomnień ludzi morza jest mnóstwo sprzeczności, które muszę uporządkować. Różnice wynikają z charakterów, z różnej epoki, w której zdarzyło im się pływać, z różnej bandery, a nawet z różnego charakteru kapitanów, z którymi przyszło im współpracować. Wierzcie mi, albo nie, ale nawet uporządkowanie takich wspomnień, to nie jest prosta sprawa. Dam przykład - wśród brytyjskich R/O przyjęte było, że byli leasingowani od firmy takiej, jak Marconi. A zatem nie byli formalnie lub towarzysko pełnoprawnymi członkami załogi. U nas było inaczej. Brytyjski R/O był trochę z boku, a polski z kolei był zazwyczaj osobą otwartą, pełną informacji i kontaktową. Gdy jeden z naszych Kolegów, również były R/O pływający w polskiej flocie przeczytał część wspomnień Brytyjczyków, natychmiast zaprotestował, bo przecież polski R/O nigdy nie był odludkiem. I ma rację - polski nie był. Na statkach pod inną banderą bywało inaczej!
Dlatego już na początku zbierania materiałów (jestem mniej więcej w jednej trzeciej drogi) przyjąłem wyżej wspomnianą zasadę i ściśle się jej trzymam. Książka, nawet jeśli będzie napisana lżejszym językiem, nieencyklopedycznym, musi być wiarygodna. I taka będzie. Nie ma innej opcji.

    SP1NY pisze:

    Duńczycy sprzedawali go jakiemuś Grekowi a statek przejmowała ruska załoga.

Jeśli wierzyć wspomnieniom różnych ludzi, którzy pół życia spędzili na morzu, to Grecy kupowali wszystko co pływało, choćby było nawet w kiepskim stanie. Anglicy sprzedawali Grekom nawet złomy-promy, które ledwo pływały po kanale. Oczywiście przed sprzedażą naprawiali co trzeba, choćby na chwilę - mam wspomnienia jednego z R/O, który naprawiał radar firmy Kelvin Hughes. Radar był tak stary, że nawet producent nie miał części do naprawy znacznika kursu. Skończyło się na wlepieniu kawałka długopisu BIC na klej araldite, w środku R/O wsadził kontaktron, całość solidnie zapaćkał tym klejem i znacznik działał jak nowy oczko
Jeden z byłych polskich R/O rozpoznał na zdjęciu kabiny radio greckiego statku "swój" nadajnik Elektromekano. Grecy przez pośredników albo z trzeciej ręki, kupili polski wysłużony statek, nabyli go razem z radiostacją główną Elektromekano S series (być może był to już produkowany w Polsce Wieloryb, być może jeszcze oryginalne duńskie urządzenie). Sęk w tym, że w panelu zasilacza lata wcześniej padł oryginalny miernik i R/O lub serwis wymienił go na polski, produkcji bodajże Era lub Mera Błonie. Oczywiście miernik ten minimalnie różnił się wyglądem i to było widać. Starszy dziś pan prawie się popłakał z nostalgii, gdy mu tę fotkę pokazałem na jednym z portali - on na tym statku pływał i właśnie on stroił nadajnik główny patrząc na wartości wskazywane przez te mierniki. Wydrukowałem mu to zdjęcie i dałem na pamiątkę. Niestety nie wystąpi w książce z imienia i nazwiska, poprosił także, by nie podawać nazwy statku ani szczegółów, które umożliwią identyfikację. Jest osobą, która ceni sobie spokój.


  PRZEJDŹ NA FORUM