[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem
Taki mały projekt z przymrużeniem oka
Ciężkie początki
Ojciec od dawna chciał, bym poszedł w jego ślady i był świetnym telegrafistą. Często mi mówił – jeśli będziesz ćwiczył codziennie od teraz, to gdy berbeć sąsiadki nauczy się czytać, to ty będziesz tak nadawał. Zapomniał, że czas płynie nieubłaganie i ten niemowlak właśnie kończy podstawówkę. A ja nadal nie umiem.
Spytałem ojca, jak to było dawniej, bo przecież trochę zawodów wygrał i kiedyś się tego nauczył. Niestety niechętnie opowiada o swoich początkach. Wiem, że gdy miał osiemnaście lat, dostał propozycję udziału w zawodach telegrafistów w zastępstwie za chorego zawodnika. Zawody takie były organizowane przez ówczesny LOK. Propozycja była ciekawa i ją przyjął, bo umiał naprawdę szybko odbierać i nadawać. Na miejscu okazało się, że odbiór tekstów odbywa się z zapisem, a nie tylko na słuch. Pomyślał, że sobie poradzi, ale rzeczywistość okazała się brutalna. Odbiór z zapisem to nie to samo. Zaliczył jakieś podstawowe tempa, ale ogólnie przerżnął z kretesem. Jego kategorię wiekową zdominował jakiś klan rodzinny, oni odbierali mniej więcej dwa razy szybsze tempo, niż on. Gdy zobaczył ich zapis tekstu, to powiedział, że stenografii to on uczył się nie będzie, bo mu się to do niczego nie przyda. Miał rację, ale nie do końca.

Rok później zabrali go na zawody wieloboju łączności. Pomny poprzednich doświadczeń, wyćwiczył odbiór z zapisem i z telegrafią w normalnym tempie sobie poradził. Niestety konkurencje „wojskowe” to była porażka. Biegu na orientację, czyli na tzw. azymut nawet nie ukończył, bo zgubił się w lesie i nie mógł trafić na metę. Szukali go potem do późnego wieczora. Na strzelnicy też się nie popisał. Zamiast do swojej tarczy przez przypadek strzelał do tarczy zawodnika obok. Tamtego zdyskwalifikowali za oszukiwanie, gdyż miał w tarczy więcej niż dziesięć dziur, a ojciec miał zero trafień. Potem się ukrywał, bo tamten dobry strzelec chciał mu z zemsty odstrzelić to i owo.
W ostatniej konkurencji postanowił się zrehabilitować. Był to rzut makietą granatu F1. Ojciec, postawnej budowy ciała, cisnął z całej siły wszystkie 10 sztuk, ciesząc się, że rzucił najdalej. Nikt mu nie powiedział, że trzeba rzucać do celu, a nie na odległość.
Nigdy więcej nie dał się namówić na udział w kolejnych takich zawodach. Jakże się zdziwił, gdy niebawem powołali go do wojska i musiał robić prawie to samo. Pasja związana z elektroniką oraz telegrafią jednak przeważyła i udało mu się jakoś wymiksować z chorego układu. Nie musiał po raz kolejny zdobywać śmietnika, a potem malować trawy na zielono. Jego mama pracowała jako sekretarka w wydawnictwie i doskonale umiała pisać na maszynie, on też się tego nauczył. Odbierał zatem telegramy z zapisem na maszynie do pisania i serwisował radiostację. Później ta umiejętność dała mu pracę. Z kolei umiejętność taktycznej dywersji słownej okazała się nieoceniona przy kręceniu kłótni na forum. Co czyni do dziś. Jestem przekonany, że jest w tym równie dobry, co w szybkiej telegrafii.


  PRZEJDŹ NA FORUM