[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem
Taki mały projekt z przymrużeniem oka
Wizytacja
Stacja starego jest już powszechnie znana wśród hamsiaków, bo światek ten jest raczej mały i fotki na QRZ.com naprawdę mocno tę stację rozpropagowały. Konkurencja wśród stacji kontestowych jest dość mocna i część pomysłów już skopiował jakiś bogacz z Bahrajnu. Inna stacja z Dubaju właśnie się modernizuje do podobnego standardu, ale to stary był pierwszy. Do Polski przylecieli John i Jerry z klubu na przedmieściach Chicago, oglądali z uznaniem i powiedzieli, że te anteny, co im ojciec zrobił, działają do dziś, ale jakoś osiągi są słabsze. Odkąd starego tam nie ma, nie udało się im wygrać niczego w kategorii CW, startują phone albo mixed i plasują się w peletonie stacji. Chcieli koniecznie, by stary tam przyleciał i im naprawił sprzęt, bo pewnie coś jest zepsute. Niestety nie mamy tyle kasy, by tam znowu poleciał. Podejrzewam jednak, że anteny są dobre, a problem tkwi w umiejętnościach operatora. Cokolwiek bym o nim mówił, stary w CW jest świetny. Przypuszczam, że obudzony o trzeciej nad ranem, jeszcze półśpiący bezbłędnie odbiera i nadaje 30WPM.
Obejrzeli dokładnie pole antenowe, pomieszczenie wzmacniaczy, agregatu prądotwórczego. Zainteresowali się różnymi dyplomami, a najbardziej zdziwiło ich to, że w chatce wisi dyplom z drugim miejscem klubu w zupełnie nieznanych zawodach. Ojciec im wytłumaczył – to były zawody QRP, miałem jeden wat w antenie. Nieme zdziwienie. Wymienili doświadczenia, a potem siedli przed radiem i nadawali pod własnym znakiem na osiemdziesiątce i siódemce. Wyobrażacie sobie, jaki mieli pile up?
Jeden gościu z Kalifornii odpowiedział mu - John, nareszcie cię porządnie słychać, czyżby wrócił twój kolega, Polish wizard?

QAZ!
Po doświadczeniu potęgi pioruna na połoninie Wetlińskiej, stary poważnie podchodził do ochrony sprzętu przed burzą. Mówił, że zrobił wszystko, co tylko się da – pouziemiał tam, gdzie się dało, porobił przepusty z odgromnikami gazowymi, zainstalował różne zabezpieczenia. Teraz piorun może mnie pocałować w dupę - mawiał.

Dzień przed zawodami stary słuchał sobie na którymś z pasm, gdy mama zawołała go na obiad. W trakcie obiadu znienacka przyszła silna letnia burza, ale ojciec spokojnie jadł, bo wiele już takich burz się zdążyło przewinąć nad masztami stacji. Jedna zniszczyła szmatę z logo sponsora i tyle – to były jedyne straty. Niestety nie tym razem.

Gdy podnosił widelec nagle błysk, huk, a chwilę potem z drzwi chatki wyleciał dym. Podbiegł i stanął zrozpaczony. Piorun zniszczył oba radia starego, jedno moje, przełącznik antenowy, wzmacniacz, dwa fidery i jedną z anten. Pożar szybko ugasiłem gaśnicą i w fatalnie zdołowanym nastroju dokończyliśmy obiad. Nie smakował nam zupełnie. Stary prawie płakał, został praktycznie z niczym, a następnego dnia były zawody.
Czy na pewno z niczym?

Miałem ze sobą FT80C, który mi dali do naprawy. Na szczęście zepsute były tylko przyciski MODE oraz BAND i szybko to naprawiłem. Zacinała się grzechotka, ale to nic nadzwyczajnego. Powiedziałem staremu, że mamy transceiver i może jakieś szanse będą. Powoli nadzieja zaczęła w niego wstępować. Nadajnik oddaje aż 120W, niestety nie ma keyera i w grę wchodzi tylko klucz sztorcowy, komputer albo bug. Ojciec się wzdrygał przed tak badziewnym sprzętem w porównaniu do wyczynowych maszyn, ale w krótkich żołnierskich słowach kpt. Bomby mu powiedziałem, że nie ma co płakać, trzeba napier.....

Stary nie mógł zasnąć. Na noc odłączył od tego FT80C wszystkie kable i zabrał radio do domu. Z żadnym transceiverem nigdy tak nie postępował, nawet z ukochanym FT2000 kupionym w USA, czy Electraftem, który kosztował go tyle pracy i wyrzeczeń.

W nocy naprawiłem sterowanie drugą Yagą, położyłem tymczasowe kable. W jednym ze wzmacniaczy piorun „tylko” zjarał sterowanie, bo ruskiej lampy nic nie ruszy. O trzeciej nad ranem naprawiłem, sprawdziłem i mamy moc, chociaż tylko na dwóch pasmach. Gdy stary wstał, a ja się kładłem spać na kilka godzin snu, aż mu oczy błyszczały - była szansa!
Gdy zasypiałem zmęczony, zauważyłem minimalne przygasanie świecącej się jeszcze lampki nocnej. Ojciec nadawał, a to znaczy, że wszystko działa. Mogłem się przespać.

Ojciec te zawody wygrał. Na kluczu z lat sześćdziesiątych i przy użyciu odbiornika, który dla tak zwanego prawdziwego contestmana i niemal „zawodowego krótkofalowca” (tu ironia) jest niewart nawet spojrzenia.

Stary kiedyś mówił, że piorun może go pocałować w dupę. Zmienił zdanie, gdy piorun to zrobił.
Od tego czasu zawsze odłącza wszystkie fidery na wejściu do chatki, od transceiverów odłącza wszystkie kable włącznie z zasilaniem. Kupił sobie FT-80C i trzyma w domu. Obok mnóstwa różnych sprzętów, z których nigdy nie skorzysta. Albo mu się tak wydaje. Do następnej pechowej burzy.


edit - Co według Was można jeszcze dodać? (Balony też będą oczko ).


  PRZEJDŹ NA FORUM