[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem Taki mały projekt z przymrużeniem oka |
Zamówił w Omigu, za okazaniem licencji amatorskiej dało się to czasami zrobić... Oto ostatni póki co odcinek: Niespodzianki ze zlotu Mimo całej otoczki radiowej, mimo iluś tysięcy godzin przegadanych i wypikanych, mój ojciec nadal cierpi na niedobór słuchaczy. Odkąd dostał tak zwaną „żółtą kartkę” od Państwowej Agencji Radiokomunikacyjnej po dość ostrych pyskówkach na osiemdziesiątce i posłaniu kilku przekleństw telegrafią, powstrzymuje swoje słownictwo i ogranicza tematykę na falach eteru, ale nie można tego powiedzieć o spotkaniach na żywo. Gdy tylko się trafi ktoś, kto nie jest wyeksploatowany jako słuchacz, ktoś, komu rozmowa na przykład o polityce nie przynosi odruchów wymiotnych, stary natychmiast go wykorzystuje. Pewnego razu zebraliśmy się całą rodzinką i pojechaliśmy na zlot. Razem z dziewczyną, moim kumplem i jego dziewczyną oraz taką fajną paczką miłośników radia i gór zrobiliśmy prostą instalację, powiesiliśmy wysoko antenę na ultrakrótkie i prowadziliśmy ludzi przez radio, by wszyscy trafili. Na krótkich kolega z klubem właśnie pokazywał młodemu narybkowi, na czym polega ta pasja, młodzież patrzyła ciekawie. Nie zdziwiłem się tym, że ojciec nie był zainteresowany ani ultrakrótkimi, ani klubem, ale to, co zobaczyłem, wbiło mnie w glebę. Obok rozpalającego się ogniska stał mój stary i trzymał jakiegoś gościa za guzik od kurtki, perorował na temat komunistów, a tamten się zastanawiał, w jaki sposób powinien się uwolnić od tego monologu. Odciąć guzik? Podszedłem do ojca, przeprosiłem tamtego, odczepiłem ojca od guzika, zabrałem go na chwilę na bok i powiedziałem o tym, jak to wygląda. Objechał mnie od góry do dołu, powiedział, że nie spodziewał się tego po mnie, a potem wsiadł obrażony w samochód i wrócił do domu. Niebawem usłyszeliśmy go na paśmie, gdzie nadawał, jak to niegodziwcy zepsuli mu zlot. Nikczemnicy! Zlot tymczasem trwał, siedzieliśmy do nocy przy ognisku. Ojciec za to zrobił z domu jakiegoś deiksa, którego mu od lat brakowało. Widocznie tak miało być. Z kablem trzeba uważać Stary kiedyś dla jaj zrobił nadajnik na UKF 70MHz, by puszczać muzykę, by było słychać w całym domu. Coś mu odbiło, zrobił jakiś wzmacniacz i antenę, by było go słychać dalej – potem mi mówił, że słychać go było w całej Warszawie. Pojechał na Wolumen i kupił jakiś stary złom na lampach, dwa dni siedział w piwnicy, nikogo nie wpuszczając. Gdy z dumą przyniósł swój sprzęt, wyglądało to nieszczególnie, ale podobno działało. Włączył, puścił kasetę i nadawał. Chciał, by go było słychać w całym województwie. Zaraz potem do sąsiadki zadzwonił jego kolega i powiedział, że samochód namiarowy Państwowej Inspekcji Radiowej zainteresował się tym nadawaniem. Wystraszył się, wyłączył ten złom i wrzucił do piwnicy. Tam wzmacniacz leżał, rdzewiał i czekał. Pewnego dnia zdałem sobie sprawę, że przydałby mi się jakiś porządny wzmacniacz na 145MHz, by mieć czym pogonić w zawodach. To były jeszcze te czasy, gdy na dwóch metrach było gwarnie, odbywały się ciekawe łączności i ogólnie ludziom się chciało tam nadawać. Przypomniałem sobie o tym nadajniku. Spod sterty innego złomu wykopałem stopień mocy na dwóch porządnych lampach, zabrałem do domu, po tygodniu pracy odrestaurowałem zasilacz, wygrzałem lampy, przerobiłem obwody i uruchomiłem całość. W dzień zawodów ojciec przyszedł i zobaczył, że ja nadaję z tego nadajnika, był przekonany, że piracę na paśmie radiofonicznym, jak to on robił dawno temu. Ponieważ nie wiedział jak odłączyć zasilanie, bo przerobiłem zasilacz, bezmyślnie zaczął odkręcać mi antenę od wzmacniacza. Osłupiałem, zanim zdążyłbym zareagować i wyłączyć wysterowanie, odkręcił kawałek gwintu i poruszył wtyczką. Wrzasnął, bo się dotkliwie poparzył. Potem zrobił się czerwony jak indor, zaczął mnie objeżdżać, że jak to jest, wrrr, żebym nadawał z takiego czegoś, hrrr, bo to brr jest kretynizm. Odpowiedziałem, tato to twój dopalacz, który sam zrobiłeś, by przed laty piracić na paśmie radiofonicznym i puszczać piosenki z bluzgami, a teraz świetnie mi służy w zawodach na dwóch metrach. Niestety zapomniałem, że korzystałem z automatu o nazwie VOX. Wrzask starego był na tyle głośny, by załączyć nadajnik. Cały dialog słyszeli w trzech województwach, a wiara się z tego śmieje do dziś. |