[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem
Taki mały projekt z przymrużeniem oka
Miejscowa fauna i flora
Niektórzy są wędkarzami i uparcie łowią ryby, całymi dniami siedzą nad wodą i machają kijem lub wpatrują się w nieruchomy spławik. Inni są myśliwymi, łażą po lesie, siedzą w ambonie, gdzie komary im z dupy robią sito, a oni niepomni na działanie bzykających wampirów czekają z flintą, by odstrzelić zającowi ucho. Mój stary, na razie siedział cały czas w domu, gdy ja jeździłem z dziewczyną na rowerze po lasach. Czasami braliśmy kocyk, wsiadaliśmy w pociąg, trochę spaceru, ładna polanka i barabara, te sprawy. Gdy wracałem do domu, ojciec się mnie pytał o to, gdzie byłem i jak tam jest, i czy da się stamtąd nadawać. Za którymś razem zdecydował się na to, by zabrać stary transceiver, wziąć antenę i nadawać z terenu. Pomyślałem, że to dobrze, niech ruszy swoje dupsko i trochę połazi po lesie, świeżym powietrzem odetchnie. Znalazłem mu fajne miejsce w rezerwacie, powiedziałem, która to fauna flora jest. Podjechał samochodem, wziął do plecaka akumulator, nadajnik i antenę. Ledwo doszedł na polankę, zadyszany maksymalnie, podwiesił jego najcenniejszą antenę i chciał nadawać, ale coś mu antena nie chciała się zestroić. Walczył z nią dwie godziny, rzucał przekleństwami, w końcu zrezygnowany wrócił do samochodu. Niestety z flory nic nie wyszło, a miejscowa fauna wybiła mu szybę, by ukraść radio z samochodu.
A w tym czasie z dziewczyną po cichu, bo nielegalnie, rozłożyliśmy namiocik w innym rezerwacie, po całkiem fajnym barabara rozwiesiłem kawał drutu, podstroiłem i zacząłem nadawać. Niestety ojca nie było słychać i nikt go nie słyszał. Zrobiłem trochę łączności, zwinąłem sprzęt i po kolejnym numerku zwinęliśmy się do domu. W domu był maksymalnie wkur... stary, nawrzucał, że taką florę faunę to on … i tak dalej, i w ogóle. A co za fiut pomyślał o tym, by jechać do jakiegoś rezerwatu, karmić sobą komary. Już nie mówiłem mu, że całkiem miło spędziłem czas. Dziewczyna powiedziała mi, że trochę w tej faunie florze dziwactw jest, bo przecież pojechaliśmy do lasu, do rezerwatu i zanieczyszczaliśmy falami radiowymi środowisko naturalne. Nie mówiąc o gumkach...

Aktywacja zamku
Staremu czasami odbija. Szuka wtedy czegoś, w czym mógłby się wykazać. Przeprosił się z fauną i florą, czasami nawet się odzywa z lasu, ale najbardziej go zainteresowały zamki. Pracowicie wyszukuje informacji o zamkach, warowniach, pałacach i innych starych ruderach. Potem planuje, ogłasza na forum aktywacje kolejnego miejsca z takim nabożeństwem, jakby zamierzał odpalić stację na księżycu albo co najmniej na międzynarodowej stacji kosmicznej (jest, ale to nie jego, więc się nie liczy). Potem jedzie i nadaje.
Na miejscu zdarzają się ciekawe przypadki. Gdy przyjechał do ruin pewnego zamku, najpierw przywitało go dwóch żuli, którzy właśnie obalali winko. Chcieli mu pomóc, ale gdy nie chciał się dołożyć do flaszki, to jeden z tych chlorków poszedł zawianym krokiem do pobliskiej wsi. Trochę czasu minęło, zanim doszedł. Ekspedycja się jednak udała. Żulik wrócił z kilkoma włościanami, którzy przyszli z kijami i najwyraźniej zamierzali wytłumaczyć ojcu odczuwalnie, że wieszanie anten nie wpływa dobrze na mleczność ich krów i niośność kur niosek. Albo odwrotnie. Stary stawiał się, zadzwonił po policję. Miejscowy policjant przyjechał, najpierw wlepił mu mandat za złe parkowanie, a potem poprosił o dokumenty. Pech chciał, że pozwolenie radiowe starego się skończyło tydzień temu. Afera była naprawdę niezła. Odholowali samochód, wlepili kolejny mandat i skierowali wniosek o nadawanie bez pozwolenia radiowego. Jakoś się wykaraskał, ale przymusowy urlop miał i trochę nieprzyjemności także. Na pewien czas aktywowanie zamków się skończyło. Śmiałem się z niego, że powinien zacząć nadawać z parkingu pod Biedronką albo Lidlem. Odpowiedział - niezły pomysł, na to nikt nie wpadł! On to wziął poważnie...


  PRZEJDŹ NA FORUM