[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem
Taki mały projekt z przymrużeniem oka
proszę bardzo:

Duma ojca - sprzęt
Tam, gdzie kiedyś było moje biurko i szafka, a nad nimi plakat wschodzącej wtedy gwiazdy rocka – Die Toten Hosen – teraz stoi wielkie czarne biurko z zabudowanymi półkami i panelami, w których zamontował radiostacje (tam kiedyś był Radmor na dwa metry, ale już go nie ma, o tym później), dopalacz na ruskiej lampie, komputer i takie tam. Jak podłącza to gówno, to wentylator wyje jak zarzynane zwierzę, światła przygasają, a czasami mój telefon się resetuje. Podobno to tak ma być. Pod półką stoi zabudowana wielka radiostacja, duma starego, FT-2000. Do niego dokupił jakiś roofing filtr, myślałem najpierw, że chodzi o uszczelnienie przepustu dachowego do kabla, by woda się nie wlewała do domu przy ulewie. Potem się okazało, że to specjalny filtr do radia. Podobno lepiej odbiera. Słuchałem trochę i jakoś mnie ten sprzęt nie przekonał, bo słychać na nim to samo, co na starym sprzęcie, tym, z którego wygrałem zawody jako nasłuchowiec. Podoba mi się to, że można na słuchawkach słuchać z dwóch odbiorników, ale stary nigdy z tego nie korzysta, bo i tak słucha na głośniku odkręconym prawie na max. Można ogłuchnąć. Z cyfrowych filtrów nie korzysta, bo nie wie jak.
Z tyłu biurka idzie gruba pyta kabli, pooznaczanych tajemnym kodem. A podobno krótkofalarstwo to łączność bezprzewodowa...
Obok sprzętu są półki z „Krótkofalowcem”, archiwalnymi numerami QTC, Radio Rivista i diabli wiedzą czym jeszcze. Na honorowym miejscu stoją książki typu „pracownia krótkofalowca” oraz „konstrukcje krótkofalarskie dla zaawansowanych”, chociaż stary niczego nigdy już sam nie zbuduje. Nawet wzbudnicy SSB, choć dużo o tym mówi. Jedyne co robi, to czasami kupuje jakąś pierdołę w zestawie, lutuje to, klnąc, na czym świat stoi, a potem okazuje się, że i tak nie działa i trzeba kupić sprzęt fabryczny. Norma. Po jakimś czasie przywykłem.
Ostatnio jednak napalił się na jakiegoś Elecrafta. Sprzedał swoją dumę w postaci wielkiego grzmota FT2000 i za te pieniądze kupił materiały na część tego wynalazku. Chyba wzmacniacz mocy, czy co. Od dawna coś planował i odkładał resztki pieniędzy. Gdy ogłosił rodzinie, że sprzeda grzmota, mama odetchnęła z ulgą. Okazało się, że to tylko cisza przed burzą, bo za to kupił części. Przez cztery tygodnie stół w kuchni był zawalony gratami, których nie wolno było ruszyć. Z grubsza przypominało to w opowieściach dom byłej dziewczyny starego z jego czasów licealnych – opowiadał mi kiedyś o tym, że ojciec tej panny trzymał w domu motocykl i zajmował się elektroniką. Widocznie środowisko takie. W końcu zbudował tego Elecrafta i udaje wielkiego speca, chociaż widzę, że częściej słucha na starym 757GX i tam lepiej słychać. Przynajmniej na moje ucho.

Wróg numer jeden
Jak każdy wojownik, stary ma swojego wroga. Jest nim Polski Związek Krótkofalowców, który według niego jest siedzibą wszelkiego zła. Powoduje wiatry, które zniszczyły mu jego ukochanego kłoda, przyczynia się do ubeckich donosów robionych przez sąsiedztwo, finansuje jakieś nadajniki, które robią selektywny QRM (cokolwiek to według niego znaczy), by nie mógł niczego odebrać, psuje propagację, zżera sygnał odległych stacji i w ogóle produkuje rzeczy straszne. Raz poszedł na zebranie i tam osobiście chciał coś nawrzucać. Wrócił poszarpany nieco, po spotkaniu ze zbrojnym ramieniem PZK w postaci mojego kumpla, który go prawie wyniósł, gdy stary dał w papę jednemu z ludzi. Nie wiem, o co poszło, ale jak znam starego, to nagadał im od komuchów.
Od tego incydentu nienawiść jeszcze przybrała na sile.
Gdy dawno temu zapisałem się do PZK i dostałem znak nasłuchowy, dwa tygodnie się do mnie nie odzywał, bo jak to możliwe, że zapisałem się do tej wylęgarni i przechowalni komuchów i ubeków, i innych podobnych żmij. O tym, że sam jest członkiem PZK, by mieć obsługę kart przez biuro, to jakoś zapomniał, ale na mnie wsiadał. Postanowiłem, że nie odpuszczę. Pewnego dnia poszedłem do ówczesnej Państwowej Agencji Radiokomunikacyjnej, z mety zdałem egzamin i potem dostałem licencję. Cieszył się jak dziecko, był dumny z własnego syna. Gdy powiedziałem, że jadę do biura, to prawie wyrzucił mnie na kopach. Bo jak to, syn takiego nadawcy, znanego na całym paśmie 80m, nieskażony komunizmem, sam licencjonowany krótkofalowiec, ma się kumplować z jakimiś żmijami? Do dziś nie mogę tego zrozumieć, bo żadnej żmii w klubie w życiu nie widziałem, jedynie fajnych ludzi. Może się gdzieś chowa, a ja o tym nie wiem?


  PRZEJDŹ NA FORUM