Śmiercionośna antena
Ciekawe linki, większość z nich jest mi znana. Powiem tak - niektórzy czują pracę nadajnika i związane z nią silne pole w.cz. Jest to ból głowy, wrażenie przesuwającego się horyzontu w takt modulacji, wrażenie dezorientacji, problemy ze skupieniem uwagi, wrażenie "wyłączenia się z akcji", a nawet ciche trzaski lub błyski. Brytyjscy radiooficerowie tego doświadczali, gdy w kabinie R/O pracował niedostatecznie uziemiony nadajnik typu Conqueror HS, Commander czy Crusader, a niektórzy czuli nawet osiemdziesięciowatowego Oceanspana. Zresztą kabina R/O na niektórych statkach to było ciekawe miejsce, gdyż sygnał z izolatora wyjściowego nadajnika (a niektóre miały sporo ponad kilowat do anteny) był prowadzony rurkami na izolatorach do przełącznika antenowego na grodzi, skąd wychodziła rurka i przez izolator przepustowy doprowadzała sygnał do anteny. Jak radiooficer sprawdzał, czy sygnał wychodzi? Brał świetlówkę, blokował klucz i przejeżdżał wzdłuż rurki do przepustu do anteny włącznie... Całość bliżej niż 5m od miejsca, gdzie siedział przez kilka godzin dziennie. Zdarzały się poparzenia w.cz. od kabla od słuchawek, gdy technicy zapomnieli o porządnym uziemieniu mocnego nadajnika (stosowali normy od Oceanspana przy ponadkilowatowym Crusaderze). Cała kabina była stalowa, dobrze ekranowana w środku...
W porównaniu do brytyjskich wynalazków z tamtych czasów, polska radiostacja kombinowana RK-3806 z nadajnikiem Mewa była pod tym względem świetna, bardzo dobrze zaekranowana, a natężenie pola było na tyle małe, że mimo kilowata w antenie nie sprawiało żadnych problemów.
Ciekawe jak wygląda to w przypadku radioshacków różnych amatorów. Miłośnicy QRP nie mają tych problemów, ale przy 100W już trzeba naprawdę uważać.


  PRZEJDŹ NA FORUM