sposób na naukę CW |
MI6OAC pisze: A ty myslisz ze skad Mr. Morse wzial pomysl na alfabet? Nic nowego nie wymyslil, tez sie wylegiwal i sluchal ptakow... Pozwolę sobie coś zacytować w tej sprawie. Oto fragment pewnej książki: Autor pisze: Kibel coś do mnie mówi! I szafa też! Dla każdego radiooficera alfabet Morse'a był swego rodzaju drugim językiem. Można to było zauważyć nawet podczas normalnej rozmowy. Gdy nagle z odległego odbiornika popłynęły ciche sygnały telegrafii, radzik nagle „odpływał” próbując dowiedzieć się, co tam jest nadawane. Nawyk ten jest bardzo silny i każdy, kto nauczył się telegrafii, na pewno go doświadczył. Sygnał mojego domofonu to litera H, a niektóre ptaki w parkach ćwierkają literę U, inne znowu X, ale mają kiepski, bo niestabilny ton telegrafii. W legendarnych telefonach Nokia 6210 i 6310i można było ustawić specjalny dźwięk sygnału obwieszczającego nadejście wiadomości SMS - słowo „SMS” nadane alfabetem Morse'a. Niejeden emerytowany już radiooficer wyskakiwał jak poparzony, gdy tylko usłyszał ten sygnał. Dlaczego? Bo jest podobny do SOS, a SMS jest mało sensownym skrótem w porównaniu do niosącego trwogę SOS. U niektórych radiooficerów konieczność rozpoznawania sygnałów telegrafii we wszystkich dźwiękach stawała się obsesją. Gdy nie mogli zasnąć, odbierali trzaski i naturalne odgłosy pracującego na fali statku, próbując je dekodować jako komunikaty nadawane alfabetem Morse'a. Gdy układały się w cyfry, zapisywali je, by potem już w Polsce spróbować swoich sił w totolotku. Nie wiem niestety jak dalece metoda ta była skuteczna w grach losowych, ale z powodzeniem zastępowała sławetne liczenie baranów. Sprawdza się do dziś przy skrzypiących rytmicznie oknach. Długotrwałe odcięcie od normalnej komunikacji z innymi ludźmi przynosiło dalsze, nieoczekiwane efekty. Niektórzy radiooficerowie dochodzili do skraju obłędu, w którym wszystko w jakiś sposób do nich przemawiało i każdy sygnał obojętne czy sensowny, czy nie, był ważny. W literaturze marynistycznej można spotkać opisy działań podejmowanych przez oficerów nawigacyjnych, gdy radiooficer wpadł w taki stan. Bywało, że krzyczał wtedy: „Kibel coś do mnie mówi! I szafa też!”. Fakt, z kiblem się niezbyt przyjemnie rozmawia, z szafą – nie próbowałem. Odesłanie takiego sparks na ląd na jakiś czas przynosiło poprawę. Na szczęście podobne zdarzenia były w polskiej flocie niesłychanie rzadkie, zdarzały się za to na statkach tak zwanej taniej bandery. |