Reaktywacja - w Domu Dziecka nr 4 w Warszawie
Ponieważ wieczorem zatrzymały mnie w mieście inne sprawy, jadąc po 19 z Otwocka kręciłem "gałą" po całym paśmie. Nie udało się usłyszeć "swoich" dzieciaków, ale ilość stacji napawała mnie nadzieją: są warunki, będą łączności... Tylko czy się odważą? A może to tylko chwilowe uniesienie... może nerwy je pokonają. Przyspieszyć się nie dało, na Wale ilość patroli z radarami przekraczała ilość poruszających się drogą aut. Pozostał więc telefon, który bardzo szybko wybił mi z głowy Paweł, mówiąc: NIE ZAWRACAJ GITARY... dobrze że Edek zdążył rzucić: antena wisi, stroi gdzieś blisko, robimy qso.
Około 19.30 byłem na miejscu, pan Portier wpuszcza mnie i w asyście Edzia zaglądam do sali, w której poprzednio mieliśmy wykład. Zaglądam i oczom nie wierzę... Paweł zgarbiony przy stole, w okół niego grupa "dzieciaków" wisząca mu przez ramię i słuchająca tego, co w eterze... Ale zaraz, między nimi przy radio jeszcze jedna mała postać, to Sebastian robiący swoje pierwsze qso... aż mi ciarki po plecach przeszły.
Po kilku chwilach Paweł opanowuje sytuację: ustawcie się i po kolei, każdy będzie miał swoje kolejne szanse. Chwila spokoju, grupa posłusznie stoi... ale to tylko chwila, za moment dwóch chłopaków nie wytrzymuje, zaczynają z wypiekami na twarzach opowiadać sobie na wzajem o swoich łącznościach. Znów robi się gwarno... a w kolejce zafalowało, przepychanka i niczym u Barei: "... Pan tu nie stał...!!" :-)
Za moment znów sytuacja opanowana: Sebastian, jako dżentelmen ustąpił koleżance... dalsze minuty, to już spokojne kolejne łączności ku uciesze całej grupy.
Paweł, musimy to zrobić jeszcze raz... dwa razy... setki razy? wesoły)


  PRZEJDŹ NA FORUM